7 wariantów lektury „Narodowego Spisu Zespołów”
Jan Bińczycki o "Narodowym Spisie Zespołów" Artura Sobieli i Tomasza Sikory
Objęty przez TŁDR patronatem „Narodowy spis zespołów” archiwistyczne dzieło Tomasza Sikory i Artura Sobieli zdobyło zainteresowanie wśród fanów, krytyków i czytelniczek. I to na skalę przekraczającą założenia. Podobno drugi nakład już w drodze. Spróbujmy sprawdzić, co z NSZ można zrobić - w jaki sposób czytać książkę bez narracji.
Przypomnijmy czego dotyczy konceptualny projekt. (Narodowy spis zespołów - przyp. JB ) Jest to w zamyśle twórców możliwie kompletny spis, katalog, zestaw działających w Polsce na przestrzeni lat 1975 – 2022 zespołów i projektów muzycznych, które można określić wspólnym przymiotnikiem „alternatywny” w słownikowym rozumieniu jako „inny, przeciwstawiający się temu, co tradycyjne i oficjalnie uznane. We wstępie autorzy wyliczają granice i ograniczenia, które przekroczyli. To przede wszystkim kwestie przynależności do nurtów estetycznych (od reggae po metal, z pominięciem hip hopu, techno i innej tanecznej elektroniki) oraz ideowych (od anarchizmu po nazizm). Treść, oprócz porządku alfabetycznego, organizuje jedno ograniczenie. To spis a nie leksykon, więc oprócz nazwy grupy oraz miejscowości (czasem też dzielnicy), w której powstała, publikacja nie zawiera żadnych innych informacji.
Tak osobliwą, z jednej strony ograniczoną konceptem, z drugiej - bardzo użyteczną publikację, można czytać na wiele sposobów i wciąż wymyślać nowe. Recenzenci skupiali się na różnych walorach dzieła. Paweł Dunin-Wąsowicz szukał intertekstów (link tutaj shorturl.at/knxMU ), Remigiusz Okraska zwracał uwagę na wymiar społeczno - geograficzny pracy: (NSZ - przyp. JB) pokazuje, jak dynamiczna, płodna i ekspresyjna była polska prowincja. W jak wielu miejscowościach, często malutkich i położonych na końcu świata, miała miejsce erupcja aktywności i twórczości (link shorturl.at/fHKPV ).
Zamiast forsować własny punkt widzenia, postanowiłem zaproponować zestaw siedmiu ćwiczeń interpretacyjnych. Bo praca Sobieli i Sikory to przede wszystkim lekturowy plac zabaw, poligon do własnych dociekań.
1. “Lektura saute”
Na pierwszy rzut oka tej książki nie da się czytać samej przez się. Ale owszem, da się.
Nazwy są krótsze i dłuższe, bardziej lub mniej zrozumiałe. Jako całość przemawiają same przez siebie. Nie trzeba śledzić narracji,chronologii, można zaczynać i pauzować w różnych momentach. W perspektywie “saute” NSZ jest krotochwilną, bezpretensjonalną kolekcją konceptów, często prowokacyjnych (Papież Toaletowy, Martwy Popiełuszko) purenonsensowych lub zabawnych (Ciężka Ręka Chirurga, Ciocia Chleb Kupiła etc.). Może leżeć na szklanym blacie w salonie i służyć niezobowiązującej zabawie, lub jako punkt wyjścia do rozważań o tabu, polszczyźnie, i angielszczyźnie Polaków (prócz nazw polskich pojawia się wiele anglojęzycznych i nieco niemieckich, rosyjskich)
2. Jako zbiór bibliograficzny
Praca Sobieli i Sikory przyda się wszystkim zainteresowanym krajową kontrkulturą. Teoretyczkom, językoznawcom i szeregowym fanom polskiego podziemia muzycznego. Tak obszernego i kompletnego spisu dotąd nie było. Oferuje niewiele informacji, ale porządkuje wciąż nieopisaną historię krajowej kontrkultury.
3. Jako pomnik (kontr)kultury
Powojenną Polskę ominęły różne wydarzenia i nurty, które dokumentnie przeorały Zachód i trwale zmieniły oblicze jego kultury. Wystarczy wymienić choćby polityczne zmiany w 1968 r. (w demoludach miały zupełnie inne podłoże), rewolucję seksualną, ruch sytuacjonistyczny. Część tych zmian dokonuje się dopiero dziś. Podobnie było z muzyką rockową. Rozwijała się przede wszystkim w ramach państwowego, scentralizowanego rynku muzycznego. Do czasu. Narodowy Spis Zespołów udowadnia, że od połowy lat 70. i u nas istniał niezależny obieg, który zawierał w sobie nie tylko walkę o demokrację, ale również o swobodę indywidualnej ekspresji. Pomimo urzędowych trudności buzował w Polsce kulturalny ferment.
Przy okazji warto przytoczyć uwagę autorów, którzy jako jeden z celów swojej pracy wymieniają poszerzenie świadomości na temat rzeczywistego oblicza i siły krajowej kontrkultury: „Alternatywę” od lat się w Polsce celebruje, wywyższa, zwraca na nią szczególną uwagę, ale często prezentując tylko subiektywnie wybrane, traktowane niemalże wystawowo zespoły i projekty muzyczne. My pragniemy osadzić je na gruncie całości, przypominając również nazwy zespołów, które całkiem niesłusznie zostały zapomniane, nie przebiły się do oficjalnego rodzimego „alternatywnego” kanonu, zyskując status efemerydy, choć zasługują w naszej opinii na najwyższe uznanie. Takie zespoły — obok tych programowo wykluczonych — również umykają zawodowym twórcom hierarchii i kanonów rodzimej „alternatywy”.
4. NSZ jako antyreportaż
W czasach kiedy na rynku wydawniczym dominują tytuły non fiction, formuła książkowego reportażu stała się przewidywalna. Książki z linii konceptualnej Ha!Artu przełamują konwencje literatury faktu. Mówią wiele, choć za pomocą niekonwencjonalnych środków. Narodowy Spis Zespółów wpisuje się w ten cel i stanowi jego najbardziej udaną realizację.
5. Czytać jak PDW
Paweł Dunin-Wąsowicz w zalinkowanym wyżej tekście z “Polityki” doczytuje się w NSZ pejzażu intelektualnego pokoleń tworzących polski niezal. Tropi odniesienia do filmów, literatury artystycznej, popularnej i dziecięcej (wyjątkowo liczna reprezentacja). Zwraca przy tym uwagę na to, że w katalogu brak nazwisk i tytułów, które weszły do współczesnego kanonu i wokół których toczyły się najbardziej gorące dyskusje w tzw. overgroundzie: w wykazie nie ma śladu inspiracjami Tokarczuk, Grocholą, Mrozem, Bondą, Twardochem, Żulczykiem ani Masłowską. Nie znalazłem także śladów naszych poprzednich trojga literackich noblistów, choć pojawia się raz herbertowski Pan Cogito (na Rymkiewicza nie trafiłem).
Narodowy Spis Zespołów może być też wykorzystany jako alternatywny kanon kultury lub mapa mentalna kilku pokoleń polskich rockmanów
6. Zamiast kupować winyle
W ramach wszechogarniającej nostalgii, która oprócz dzisiejszych czterdziesto - pięćdziesięciolatków, zalewa także młodsze pokolenia, tęskniące za fantomowym buntem i cudzą (należącą do starszych generacji) młodością pojawiła się fala wspominkowych edycji nagrań przykurzonych legend. Koniecznie na winylach, najczęściej okropnej jakości, bez studyjnej obróbki, z szumami i niknącym dźwiękiem. Sam uległem temu trendowi i w ciągu ostatniego roku nakupiłem sobie płyt z archiwaliami, które mogłyby zawierać wspaniałą muzykę, gdyby schyłkowa PRL pozwalała na w miarę przyzwoite rejestrowanie piosenek, jak miało to miejsce Jugosławii. Ale zwykle mają wartość dokumentów w najbardziej ścisłym sensie i nie nadają się do słuchania. Na przegrywanych kasetach jakoś uchodziło. Natomiast winylowa nobilitacja wydaje się niepotrzebna. Wolałbym mieć same książeczki dodawane do tych nagrań a pod ręką Narodowy Spis Zespołów.
7. Jako najlepszą książkę poetycką roku
Czytanie poezji ma w sobie coś z trwonienia. Nie daje przewidywalnych rezultatów, trudno je zaplanować w kalendarzu lub poddać innym utylitarnym rygorom. A co gorsza, współczesne książki poetyckie często opierają się na różnych minimalistycznych konceptach. Okazuje się, że poezja to najmniej ekonomiczna forma literatury. Mało tekstu na wielu stronach. Natomiast katalog Sobieli i Sikory to zestaw kilkunastu tysięcy mikrokonceptów literackich. Mniej lub bardziej kreatywnych, oryginalnych czy zabawnych, ale stanowiących “jednostki poetyckie”. Liryczną jakość książki potwierdza statystyka. A zatem Narodowy Spis Zespołów to najtańsza (przeliczając ilość środków literackich na stronę), najbardziej treściwa, tym samym najlepsza książka poetycka roku.
Na koniec wypada podkreślić, że Sikora i Sobiela wykonali pierwszy krok w stronę skatalogowania polskiej kultury niezależnej, uchronienia jej przed zapomnieniem. I pokazali, że da się przedrzeć przez dane na pozór niepoliczalne, wymykające się “szkiełku i oku”. Należy mieć nadzieję, że ich praca to sygnał dla bibliografek, archiwistów, historyków, którzy będą rozwijać i kontynuować dzieło.
Jan Bińczycki
Artur Sobiela, Tomasz Sikora Narodowy Spis Zespołów, Wydawnictwo Ha!Art, Kraków, 2022, stron 240