Alarm i memento dla Zachodu
[nienowość] [publicystyka] Mateusz Zemla snuje historyczno-polityczne refleksje nad "Drogą do niewolności" Timothyego Snydera
W 2016 roku ukazała się głośna książka Droga do Niewolności Timothyego Snydera. Praca bezprecedensowa, bo napisana jak historyczna, jednakże opisująca współczesność. W 2021 jeden z rozdziałów faktycznie stał się historyczny. Dzięki temu mroczne przesłanie tej pracy zostało złagodzone. Warto więc przypomnieć to mądre i przenikliwe dzieło.
Amerykański historyk pragnął żeby każdy przeciętny obywatel mógł dowiedzieć się jak postsowieckie machinacje wpłynęły na życie Anglików i Amerykanów, jak realna i całkiem prawdziwa napaść na Ukrainę została przykryta dezinformacją, a także skąd Putin czerpał wzorce ideowe. W Polsce ta idea nie została urzeczywistniona. Anglojęzyczny oryginał jest niedużych rozmiarów, ma miękką okładkę, zwarty druk. Lekka szata edytorska zachęca do zapoznania się z alarmującą treścią.Wersja książki dostępna na naszym rynku i w naszym języku została uwięziona w twardej oprawie, ma spore rozmiary i druk tak wielki, że zrobiła się opasła.
. Skąd ten alarm? Snyder napisał książkę historyczną, która traktuje o teraźniejszości; o wydarzeniach, które pamiętamy z ostatnich lat a ich skutki odczuwamy do dzisiaj. Ukazał mechanizmy, w które nadal świat jest uwikłany; sieci manipulacji i dezinformacji, cały czas obecne w międzynarodowym życiu publicznym.
Na szczęście alarm przerodził się w memento. Istotna część Drogi do niewolności powoli staje się pracą historyczną w ściślejszym niż dotąd znaczeniu. Snyder dużo miejsca poświęcił Donaldowi Trumpowi, byłemu prezydentowi USA.. Wypunktował jego rosyjskie powiązania biznesowe i wskazał działania putinowskich służb zmierzające do wsparcia jego kandydatury w poprzednich wyborach. Starał się przy tym wykazać, że interesy z rosyjskimi oligarchami wyciągnęły Donalda Trumpa z problemów finansowych wynikających z jego błędnych decyzji w prowadzeniu interesów. Dzięki temu Trump mógł w przestrzeni publicznej grać rolę poważnego, świecącego triumfy biznesmena. Jak dowodzi Snyder, to tylko kreacja. Co ważne – mimo wskazania powiązań - nie oskarżył byłego prezydenta o kolaborację, sprzyjanie czy wychodzenie naprzeciw rosyjskim oczekiwaniom. Nie przesądził nawet, czy prezydent miał wiedzę na temat wsparcia propagandowego, jakie dostawał z Kremla. Według niego, ten właśnie wybór Amerykanów był dla Putina wygodny, ponieważ Trump stanowił element destabilizujący politykę Stanów Zjednoczonych. Przyjmując ten punkt widzenia warto zadać pytanie: czy były prezydent świadomie działał na rzecz obcego mocarstwa? Czy autor omawianej książki odpowiedział na to pytanie? Tego w tej recenzji nie zdradzę, polecam przeczytanie Drogi do niewolności. Osobiście jestem skłonny przyjąć wariant o niewiedzy Trumpa. Mogły o niej świadczyć choćby plany polityki obronnej realizowanej we współpracy z władzami naszego kraju. Pozostaje jednak pytanie - czy człowiek tak niestabilny jak Trump byłby w stanie dotrzymać obietnic sojuszniczych? W tym względzie chyba bardziej ufałbym Bidenowi, który najprawdopodobniej będzie stanowić bufor pomiędzy nami a władzami moskiewskimi. „Fort Trump” mógł okazać się taką samą mrzonką jak mur, który miał być budowany na granicy z Meksykiem. Build that wall – to zdanie miał według Snydera wymyślić algorytm po przeanalizowaniu wielu terabajtów danych z Internetu. Hasło to miało znaleźć podatny grunt w dużej części amerykańskiego elektoratu. Z tych kilku słów nie wynikało, kto miałby go wybudować, w jakim czasie, czyimi rękami (pamiętamy za czyje pieniądze, Meksykanie nie byli jednak specjalnie chętni). W USA potrafią stawiać budowle.. Cztery lata to wystarczający interwał czasowy żeby chociaż rozpocząć inwestycję. Trump jednak nie potrzebował realnego muru, tylko jego widma. A do czego był mu potrzebny Fort Trump w Polsce? Warto postawić pytanie czy ta niedoszła budowla miała stanowić tylko „odwracacz uwagi”, mający udowodnić, że potrafi działać wbrew Kremlowi? Forteca z nazwiskiem prezydenta mogła pozostać jedynie marzeniem istniejącym e w warstwie semantycznej i spełniającym swoją rolę jako chwyt marketingowy Donalda Trumpa. Wirtualny fort nie chroniłby naszego kraju przed inwazją rosyjską, ale wyłącznie interesy prezydenta USA. O tym się jednak już nie przekonamy. Trump, a z nim istotna cześć książki Snydera odchodzą powoli do sfery historii. Miejmy nadzieję, że Biden skieruje wzrok na Europę Wschodnią i obieca i wywiąże się ze zobowiązań, bo po lekturze Snydera, sąsiedztwo Rosji nie napawa optymizmem. Znajomość historii również...
Warto zaznaczyć, co stanowi najistotniejszy motyw, ustanawiający narrację książki – jest nim odczucie czasu, postrzegane zupełnie inaczej przez różnych uczestników globalnego życia politycznego. Dla Rosyjskich elit pragnących kształtować sumienia i poglądy obywateli czas płynie inaczej niż dla ich odpowiedników z USA i Europy Zachodniej. Tutaj przyszłość do niedawna malowała się w jasnych kolorach – miała być odbiciem teraźniejszości ale jednocześnie jej lepsza wersją. Kapitalizm, wolny rynek, liberalizm, miały być gwarantami rozwoju, strażnikami i czynnikami pobudzającymi demokrację, gospodarkę, dobrobyt, gwarantującymi lepsze jutro. Ten sposób postrzegania procesów zachodzących w świecie autor nazywa „idami nieuchronności”. Według niego ten sposób myślenia powodował, że z elit i obywateli zdejmowana była odpowiedzialność, ponieważ lepsze jutro i tak nieuchronnie ma nastąpić. Czy w takim wypadku należy się starać, walczyć o demokrację, rozpoznawać tych, którzy chcą nam odebrać wolność? Niekoniecznie...
Czytając Snydera można odnieść wrażenie, że idee nieuchronności są charakterystyczne jedynie dla czasów po upadku sowieckiego imperializmu. Nie jest to jednak prawda. Snyder nazwał jedynie sposób myślenia, który towarzyszył elitom amerykańskim już co najmniej od II wojny światowej. To właśnie idea nieuchronności lepszego jutra stanęła u podstaw powojennego układu jałtańskiego. Dowiedzieć się tego można z książki Przemysława Grudzińskiego wydanej na papierze gazetowym w 1980 roku przez PAN Przyszłość Europy w koncepcjach Franklina D. Roosevelta. Według autora Roosevelt odrzucał koncepcję, według której różnice ideologiczne muszą prowadzić do nieuchronnych konfliktów międzynarodowych. W tym twierdzeniu mogła utwierdzić go wojenna współpraca pomiędzy USA i ZSRR. Roosevelt uważał też, że systemy polityczne podlegają ewolucji i w związku z tym komunizm w Związku Sowieckim będzie stopniowo przekształcał się w łagodniejszą formę państwowego socjalizmu (który zawsze będzie jednak gorszy od sytemu USA). Przywódcę ZSRR uważał przy tym za osobę skłonną do współpracy, „zapominając” przy tym – świadomie bądź nie – jakiego formatu zbrodniarzem był Stalin. Po zakończeniu konferencji w Teheranie Roosevelt stwierdził nawet, że sowiecki przywódca był „realistą, a nie imperialistą czy komunistą ”. Przyjmując takie złożenie prezydent Stanów Zjednoczonych uznał zapewne, że opanowanie Europy wschodniej miało dla Stalina znaczenie wyłącznie polityczne, nie stanowiło zaś kolejnego etapu eksportowania rewolucji komunistycznej. Roosevelt wierzył więc, że idee nie mają znaczenia a w polityce wszyscy gracze kierują się pragmatyzmem. Świat, w którym zamiast wojny występuje współpraca wielkich potęg, będzie dążył ku lepszej przyszłości. Losy Polski, Polaków i narodów zamieszkujących Europę wschodnią stały się w tym kontekście kwestią drugorzędną. Tak oto idee nieuchronności ukształtowały los naszych ojców i dziadków..
Wróćmy jednak do Snydera. Dla mnie, jako dla człowieka, który poświęcił połowę życia na badanie zbrodni komunistycznych, jego twierdzenia, założenia, wnioski trafiły na niezwykle podatny grunt. Bez zastrzeżeń przyjmuję tezę, że współczesne władze rosyjskie – uważające się za spadkobierców i kontynuatorów ZSRR - są jak jeden wielki monolit i działają jak zły dekonstruktor, który pragnie podpalić świat. Co najważniejsze – jego motywacje nie są wyłącznie nihilistyczne i praktyczne ale mają swoje oparcie w świecie idei i filozofii społeczno-teologicznej, chociaż w skutkach służą jedynie utrzymaniu władzy i wpływów. Warto jednak przyjrzeć się argumentom Snydera, dlaczego według niego Rosja spełnia teraz w świecie taką rolę. Oligarchia tego kraju opiera swoją potęgę na sprzedaży paliw kopalnych. Betonuje nierówności społeczne poprzez brak odpowiednich rozwiązań prawnych czy też powołania instytucji, które gwarantowałyby równe szanse prowadzenia działalności gospodarczej, praw obywateli, zapewnienia jasnych reguł sukcesji. W takich warunkach przyszłość nie maluje się w jasnych barwach. Czeka w niej tylko globalne ocieplenie i trwanie pod tą samą władzą, bez nadziei na jakakolwiek zmianę. Władze starają się więc doprowadzić do sytuacji, w której obywatele nie będą myśleć o przyszłości. Swoim działaniom nadają podstawy filozoficzne, które opierają się na pismach filozofa Iwana Illina. Na marginesie chciałbym wspomnieć, że wpisują się one w pewnym stopniu w niektóre przedrewolucyjne prądy myślowe, o czym tym Snyder nie wspomina. Powoduje to, że jego analiza jest- moim zdaniem - niepełna. Wróćmy jednak do Iwana Illina. Jego filozofię i jej praktyczne skutki przedstawiam w dużym skrócie i odsyłam do książki Snydera, który poświęcił temu zagadnieniu kilkadziesiąt stron. Illin był myślicielem, który po rewolucji musiał wyjechać do Szwajcarii, gdzie opracował koncepcję, według której świat materialny został stworzony wadliwie i jest bardzo daleki od jedynego doskonałego świata boskiego. Jedynym krajem, który może aspirować do doskonałości królestwa niebieskiego jest Rosja. Ten ideał może się urzeczywistnić tylko kiedy pojawi się wybawca, postać spoza historii, który obroni kraj przed zgubnymi, ciemnymi siłami pragnącymi go zniszczyć. Rosja – według Illina – jest dziewicza, niewinna i z tego powodu nieustająco atakowana. Zło, które dzieje się w kraju zawsze pochodzi z zewnątrz (w tym nieszczęście rewolucji październikowej). Obce siły chcą zniszczyć Rosję tylko dlatego, że z natury jest ona kwintesencją czystości i niewinności. Tak dzieje się cyklicznie i nieustająco. Przyjęcie takiego sposobu myślenia ma – jak już wspomniałem - swoje praktyczne skutki. Czy można myśleć o przyszłości kiedy wróg jest u bram? Czy można przeciwstawiać się wybawcy, jedynemu, który może przywrócić Rosji jej naturalny stan? Czy w takiej sytuacji można żądać zmiany władzy, wprowadzenia jasnych reguł sukcesji? Oczywiście nie można. Nie zmienia to faktu, że propagowanie tego typu filozofii to jednak zbyt mało żeby skutecznie zarządzać ludźmi. Rozdźwięk pomiędzy światem idei i szarą rzeczywistością obywateli jest zbyt duży. Jak sobie więc poradziły z tym problemem Kremlowskie władze? Mówiąc w największym skrócie: ideą przewodnią ich propagandy nie jest pełne i w każdym wypadku zaprzeczenie rzeczywistości ale zaciemnianie obrazu i dezinformacja. Nie próbują wmawiać społeczeństwu – tak jak to było w poprzednim systemie – że żyje w najlepszym ze światów, pod najwspanialszą władzą. Starają się jednak wykazać, że zastana sytuacja jest jedyną możliwą, ponieważ brak jest jakichkolwiek innych, lepszych punktów odniesienia. Inne państwa, z inaczej skonstruowanymi systemami politycznymi są wrogami Rosji i nieustannie ją atakują uderzając w zręby jej niewinności. Dodatkowo, ich rządzący są hipokrytami a sytuacja w tych krajach pod wieloma względami jeszcze gorsza. Z tego powodu – w dużym uproszeniu – kremlowskie władze dążą do tego żeby cały świat upodobnił się do rządzonej przez nich, oligarchicznej Rosji. W każdym razie ta jego część, w której obiektywnie żyje się lepiej i bezpieczniej. Zachód nad wyraz często łapie przynętę. Społeczeństwa, dziennikarze, politycy dają się wodzić za nos kremlowskiej propagandzie. Po szczegóły odsyłam do książki. Wspomnieć chciałbym tylko o sukcesach dezinformacji Rosyjskiej w kwestii dość oczywistej, jaką m.in. stanowiła agresja na Ukrainie. Putin zaprzeczył, że taki fakt w ogóle miał miejsce, rosyjskie trolle starały się deprecjonować zarówno Ukraińców jak i ich kraj. Robiono w to w mediach społecznościowych dostosowując przekaz do poglądów odbiorcy – i tu z pomocą przyszło profilowanie za pomocą analizy danych (Big Data). Nie trzeba chyba dodawać, że informacje te radykalnie się między sobą różniły. Wśród ludzi pojawiło się więc spore niezrozumienie tego co się naprawdę dzieje. Było ono pogłębione przez dziennikarzy, którzy zamiast oceniać i interpretować fakty zastanawiali się nad kwestiami zupełnie pobocznymi, rozważali prawdziwość fakenewsów, oceniali kłamstwa na temat zaatakowanego kraju.
Obraz świata po przeczytaniu tej książki jest przygnębiający, jednakże – jak już pisałem – fakt, że duża jej część przeszła do historii pozwala zachować nadzieję.
Timothy D. Snyder, Droga do niewolności. Rosja, Europa, Ameryka, tłumaczył Bartłomiej Pietrzyk, Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków, 2019, stron 416