Bookerowski cios między oczy
O nagrodzonej nagrodą Bookera powieści Douglasa Stuarta pisze dla nas Małgorzata Walendowska
Pamiętam doskonale, kiedy pierwszy raz płakałam podczas lektury książki. Było to gdzieś w okolicach szkoły podstawowej, podczas sceny, kiedy Rozalka, siostra tytułowego Antka Bolesława Prusa wędruje na dwie (może trzy) „zdrowaśki” do pieca. Płakałam nad dramatem dziecka, ale też nieporadnością, brakiem empatii i zagubieniem rodzica. Pamiętam ucisk w żołądku, nieodpuszczający przez kilka dni, płacz, wydobywający się przez moje ściśnięte kilkunastoletnie gardło.
Dlaczego o tym piszę? Bo uczucie to wróciło do mnie w czasie czytania Shuggiego Baina Douglasa Stuarta. Poczucie rozpaczy i nadciągającej, nieuniknionej katastrofy paraliżują i nie odpuszczają nawet po skończeniu ostatniej strony. Ta książka jest jak wbity w brzuch nóż, który co prawda cię nie zabije, ale powoduje potworny ból przy każdym ruchu. Możesz oczywiście go sobie zaoszczędzić i nie sięgać po Shuggiego, utracisz jednak – możesz być pewny – zbyt wiele.
Ale od początku. Szkocja lat ’80 to okres neoliberalnych reform Margaret Thatcher – rosnącego bezrobocia i coraz większego alkoholizmu całego społeczeństwa. W takim środowisku żyje kilkuletni Shuggie, mieszkający z matką, ojcem, dziadkami i starszym rodzeństwem w małym mieszkaniu na jednym ze szkockich blokowisk. Ojciec – pracujący jako taksówkarz stary Shug – niespecjalnie kryje się ze swoimi licznymi romansami, matka – Agnes – coraz częściej zagląda do kieliszka. Wyprowadzka małżeństwa i dzieci z domu rodziców/dziadków – w zamierzeniu mająca być początkiem nowego życia – zapoczątkuje jednak równię pochyłą, po której staczać się będzie coraz bardziej uzależniona od alkoholu Agnes. Świadkiem tego upadku będzie zaś Shuggie. Agnes, całe życie wierząca w to, że zasłużyła na los lepszy niż ten, którego doświadcza, topi smutki w coraz większej ilości piwa. Powoli opuszczają ją wszyscy – mąż, kolejni partnerzy, starsze dzieci – zostanie tylko najmłodszy syn.
Shuggie natomiast od dziecka wie, że jest inny – nie interesuje go piłka nożna, woli od niej kucyki pony i lalki. W szkole niemal od pierwszego dnia staje się obiektem drwin i prześladowania. Nawet starsze rodzeństwo czuje, że młodszy brat od nich odstaje. Jedyna osoba, która akceptuje Shuggiego takim, jaki jest, to właśnie Agnes. I choć relacja matki z synem nie jest łatwa – chłopiec bardzo szybko musi dorosnąć i przejąć rolę tego odpowiedzialnego w rodzinie – to tylko z matką czuje się w pełni akceptowany i – być może – kochany. Chłopiec kurczowo próbuje utrzymać ją na powierzchni , coraz bardziej staczającą się w objęcia alkoholu, próbując ratować ją na swój nieudolny, dziecięcy, czasem naiwny sposób.
Czytając Stuarta od początku i podskórnie wiesz, że doświadczenie Shuggiego jest jednocześnie osobistym doświadczeniem autora. Tylko ktoś, kto był świadkiem alkoholizmu bliskiej osoby zna charakterystyczne delikatne drgnięcia ust, napięcie ciała, nieobecne spojrzenie kogoś, kto potrzebuje alkoholu, kto czuje chwilową ulgę po pierwszych jego łykach, kto jest zamroczony do tego stopnia, że nie kontroluje odruchów i reakcji ciała. Tylko ktoś, kto doświadcza alkoholizmu od środka jest w stanie uchwycić amplitudę uczuć Shuggiego – od miłości po obrzydzenie, od troski po nienawiść; tak doskonale i poruszająco sportretować dramatyczne próby ratunku tonącej w morzu alkoholu matki.
Ta książka boli od początku do końca. Trzyma za gardło przy każdym zdaniu, każdym potknięciu Agnes, każdej dramatycznej próbie Shuggiego wyciągnięcia matki z objęć alkoholu. Obserwujesz niemal z drugiego pokoju rozpad rodziny i upadek samej Agnes, a każde zdanie tej książki uderza cię z mocą, której się nie spodziewasz. Jest tak także za sprawą doskonałego przekładu Krzysztofa Cieślika, który błyskotliwie oddał szkocki górniczy slang, używając do tego śląskiej gwary, za co – mam nadzieję – nie ominą go (jak nie ominęły Stuarta) nominacje i nagrody za tłumaczenie.
Douglas Stuart, Shuggie Bain, tłum. Krzysztof Cieślik, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021