Brzydkie słowa, czyli feminizm i klasa
"Wszystkie jesteśmy Belén" to książka-przestroga, tekst przede wszystkim o klasie, którą niechętnie dopuszczamy w Polsce do głosu". Magdalena Kargul o książce Any E. Correi
Kiedy argentyńskie miasta zieleniły się od przechodzących przez nie tłumów kobiet z zielonymi chustami w 2015 roku, w Polsce nikt jeszcze nie spodziewał się, co przyniosą nam najbliższe lata. Od pierwszych stron zastanawiał mnie ten kolorystyczny kontrast między argentyńskim i polskim feminizmem. Zielony daje nadzieję i zwiastuje radość, kiedy czerń kojarzy się z żałobą. Jak się okazuje, niestety dobrze oddaje to sytuacje w roku 2021: Argentynki wywalczyły wreszcie dostęp do legalnej aborcji, podczas gdy Polkom wciąż pozostają marsze i codzienna praca u podstaw. Takich paraleli i porównań nie da się uniknąć czytając Wszystkie jesteśmy Belen.
Sam tytuł książki działa na mnie jak nasze polskie „Nigdy nie będziesz szła sama” – odbieram je całą sobą niemal jak wiązkę energii. W zasadzie oba te hasła mają dla mnie moc performatywu: zmieniają i wpływają na rzeczywistość. Moje ciało staje się spięte, zbiera się w sobie, gotowe do działania. To też wyraz solidarności i siostrzeństwa, jakiego się nie spodziewałam przed rokiem 2016. Nauczyłyśmy się reagować na takie hasła błyskawiczną mobilizacją: jeśli jednej z nas dzieje się krzywda, dzieje się wszystkim i nie spoczniemy póki każda nie będzie wolna i bezpieczna. Taką samą moc da się wyczuć w hasłach skandowanych na marszach w Argentynie. Sama okładka książki Any Eleny Correi mimo swojej barwy nie przynosi nadziei. Wściekła zieleń współgra z powyższymi odczuciami zamiast podnosić na duchu.
Wszystkie jesteśmy Belen to książka-przestroga i niech was nie zmyli: to tekst przede wszystkim o klasie, którą niechętnie dopuszczamy w Polsce do głosu. Biedne, często (choć nie zawsze!) niewykształcone i nie-białe kobiety z małych miast, to wciąż słabo obecny podmiot dyskusji i książek. To właśnie w kobiety z klasy niższej uderzają przepisy antyaborcyjne; to one są skazane na podziemie aborcyjne i są bardziej narażone na przemoc instytucjonalną, jakiej doświadczyła Belen. Ta dwudziestosześciolatka trafiła w 2014 roku do szpitala z ostrym bólem brzucha, a w konsekwencji silnym krwotokiem w wyniku samoistnego poronienia. Łamiąc tajemnicę lekarską personel szpitala zawiadamia policję, która od swojego pojawienia się traktuje Belen jak przestępczynię. Dziewczyna prosto ze szpitala trafia do więzienia, w którym spędzi 2,5 roku. „W XXI wieku w Argentynie w więzieniu siedzi dziewczyna, która poroniła i nie wywołało to skandalu? Jak to możliwe?” – przyszła prawniczka głównej bohaterki mogła nie wiedzieć, ale my już wiemy. Widzieliśmy, jak zmienia się uwaga publiczności, gdy mowa o zniknięciu białej kobiety, influencerki, i jak maleje, kiedy przypominamy, że w danej lokalizacji zniknęło ok 700 osób, głównie dziewcząt rdzennego pochodzenia. Nie trzeba nas przekonywać, że nie tylko płeć gra tu rolę, ale także pochodzenie etniczne i przynależność klasowa. Nikogo nie obchodzą biedne kobiety. Poza innymi kobietami, które decydują się podjąć nierówną walkę i udzielić głosu tym, które nie są słyszalne. Także o tych postaciach jest historia Belen.
W tej nieco chaotycznej książce jest wiele niuansów, które umykają dyskusji o aborcji w Polsce. W Argentynie silna jest obecność katoliczek opowiadających się za prawem do wyboru, kobiety te aktywnie współtworzą także największe ugrupowanie: Ogólnokrajową Kampanię na rzecz Prawa do Legalnej, Darmowej i Bezpiecznej Aborcji. Dobrze poszerzyć swoje pole widzenia i wyjść poza zbyt upraszczające schematy. Może uda nam się wtedy dostrzec, że aborcja to problem społeczny, zdrowotny i ekonomiczny, który niesłusznie stał się problemem światopoglądowym, dzięki któremu łatwo polaryzować społeczeństwo. Zadziwia także ogromna liczba kobiet z prowincji, które przyłączały się do protestów o wolność dla Belen i depenalizację aborcji. Jednak nadrzędne pytanie towarzyszące całości – jak do tego doszło – nie przynosi łatwych odpowiedzi. Nawet w państwie takim jak Polska, w którym znaczna część obywateli nie wierzy w sprawiedliwość i niezawisłość sądów taki proces i idący za nim wyrok wydają się niemożliwe do pojęcia. I tutaj znów powraca jak refren nielubiane w Polsce słowo: klasa. Taka sytuacja nie miałaby miejsca w przypadku białej kobiety z klasy średniej. Przeinaczanie faktów, brak badań DNA i jakichkolwiek dowodów obciążających Belen, złamanie tajemnicy lekarskiej, pogwałcenie prawa do sprawiedliwej obrony – to tylko najbardziej rzucające się w oczy uchybienia. Niestety Correa nie idzie dalej w badaniu systemu. Sam sposób opowiedzenia tej ważnej historii pozostawia wiele do życzenia – brakuje mu spójności i łatwości w prowadzeniu narracji. Jednak ogromna potrzeba usłyszenia historii Belen, która stała się jedną z ważniejszych, ikonicznych opowieści współczesnego, nie tylko argentyńskiego feminizmu sprawia, że można wybaczyć autorce. Temat pochłania strukturę książki, rozmiękczając ją wielością głosów i dygresji; tworzy się z tego książka interwencyjna, pisana niemal na gorąco, aby jak najszybciej opowiedzieć o tej niesprawiedliwości i podać historię Argentynki dalej.
Wszystkie jesteśmy Belen to studium przypadku, książka wielogłosowa, w której miejscami ciężko się odnaleźć. Jest równocześnie odległa i bliska z uwagi na różnice kulturowe i przekraczające je kobiece przeżycia oraz siostrzeństwo. Emocje przy czytaniu wstępu i epilogów są wynikiem tej właśnie wspólnoty doświadczeń współczesnego feminizmu: tworzących się w sieci grupek, ulicznych marszy, oddolnej inicjatywy organizacyjnej, internetowego aktywizmu i haseł, które dla każdej z nas mają osobisty ładunek. Szczególnie polskim czytelniczkom i czytelnikom może przypomnieć, że potrzebujemy feminizmu intersekcjonalnego. Może nawet uda się dzięki tej publikacji zapoczątkować dyskusje o dwóch brzydkich słowach: tym już trochę nam znanym na „f” oraz wciąż częściej przemilczanym niż wymawianym, które świadomie tu powtarzam, czyli klasie.
Ana Elena Correa, Wszystkie jesteśmy Belen, przeł. Maja Gańczarczyk, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2021
Magdalena Kargul