Czas, który pozostał
Paweł Jasnowski przypomina nieco prześlepioną książkę Anety Żukowskiej, która ukazała się nakładem wydawnictwa Karakter
Aneta Żukowska napisała rzecz o chorobie, która ostatecznie okazuje się książką o życiu. Esej-diariusz, eseje-rozmowę o odchodzeniu, który jest (bardziej) o wychodzeniu z roli chorego, o przyjemności i o rozkoszy, o tym, co w życiu najbardziej radosne, najbardziej zmysłowe, najbardziej cielesne.
Jej Mięcho nie układa się ze śmiercią. Młoda pisarka nie wpisuje jej w siatkę sensu i znaczeń. Przeciwnie: śmierć (jej śmierć) jest bezsensowna. Doświadczenie odarte z sensu, które zbyt skwapliwie otulamy jego mirażem. Okropny bezsens przypadku, który nazbyt łatwo wpisujemy w (zgrzebną) narrację. W Mięchu śmierci się nie obłaskawia – jest poza sensem. „Coś we mnie domaga się sensu, a ja wiem, że go nie ma” – pisze. To prawda, istnieje potrzeba opowieści, ale innego rodzaju.
Pisarski projekt Żukowskiej zasilają dwa potężne impulsy. Bunt przeciw wyrokowi, przeciw terminalnej chorobie. I opór – wobec słownika, w jakim (nie) mówimy o chorobie i śmierci. Wobec tego, co „właściwie” i „stosowne” w umieraniu. Wobec zamknięcia w roli osoby walczącej, heroicznej. I redukcji – do tytułowego mięcha. Stawką pisania jest odrzucenie tych fatalnych obsad i upodmiotowienie.
W obliczu instytucji medycznych po których oprowadzany jest czytelnik i czytelniczka, „Ja” staje się ledwie zbiorem organów. Jest umieszczone pośród innych rozpadających się ciał, po których ślizga się obojętny wzrok pielęgniarek. Co daje Żukowskiej pisanie? Co mogą, a czego nie mogą zrobić słowa? Całkowicie bezradne w cierpieniu, mają – sugeruje – moc ocalenia „Ja”. Integrują i indywidualizują, a ostatecznie – przenoszą poza czas, wyrywają śmierci i zapomnieniu.
Stale jednak trzeba się z nimi mocować. Rozczepiać język, rozpychać tak, by odosobniające, „betonujące” doświadczenie mogło się w nim zmieścić, by przerzucić pomost między sobą a światem. Ciężko o zrozumienie, wrażliwość Innego na to, co niepojęte, infernalne, nie dość obecne w języku. Jeśli ból i „perspektywę” (już nie wybiegania ku śmierci, ale śmierci biegnącej ku nam) udałoby przekształcić się w (komunikowalną) treść, być może cierpienie byłoby mniej prywatne, mniej cielesno-mięsno-samotne, a chory – połączony na powrót ze wspólnotą („Nie sądzę, by stało się to wszystko mniej bolesne, ale może umierałoby nam się jednak odrobinę łatwiej?”)
Słowa niosą więc nadzieje („słowa to dla mnie tak wiele”), ale i zawód („kolejne rozczarowanie”), dlatego by pozostać w świecie i nie wpaść w byt pomiędzy (stan nie dość życia i śmierci) potrzeba czegoś więcej. I o tym więcej być może najbardziej jest ta książka.
To nie nadzieja – zapiski są jej całkowicie wyzbyte. Przeciwnie: to jej brak, który pozwala odzyskać na chwilę życie, wyrwać je z objęć choroby. Emancypacją spod duszących reguł, fatalnych obsad i chemii są podróże, przyjemności i przygody ciała. Ciało jest źródłem udręki, ale i rozkoszy, w której gubi się czas, przeszłe i przyszłe:
Erotyzm i seks wiążą się dla mnie z najpiękniejszą i najszlachetniejszą częścią naszego życia – z innymi ludźmi, miłością do tego, czym jesteśmy w istocie, z (…) zatraceniem, transgresją, pełnią, wyzwoleniem, a jednocześnie zawieszeniem i zapomnieniem wszystkiego, co jest poza. A o czym należy zapomnieć. Jest totalnym przeciwieństwem stanu choroby.
Ciało jest z porządku życia i śmierci, bujności i rozkładu. W Mięchu to właśnie pożerające (siebie) – choć ciągle pulsujące, ciągle żywe – ciało kreśli linię ucieczki. Żukowska pokazuje doświadczenie, które godzi w nas z siłą pocisku, zaburza porządek widzialnego, które wywraca świat i stawia wszystko od nowa. Pisarka – rzecz jasna – nie afirmuje choroby jako zaczynu transformacji egzystencjalnych i zmysłowych. Raczej zapytuje, czy da się pomyśleć takie bycie w świecie bez (strasznego) efektu dostania obuchem w głowie. Czy istnieje coś innego niż choroba, co może nas przesunąć o mile od miejsca, która zajmowaliśmy, wywołać ów zawrót głowy, zmienić naszą formę życia? Być może – choć nie jest to odpowiedź, której udziela Żukowska – jest to właśnie literatura. Jej Mięcho interweniuje w widzialne, zaburza ustaloną cyrkulację myśli, odsłania to, co gubi się w percepcyjnej rutynie.
Aneta Żukowska, Mięcho, Karakter 2019, Kraków s. 176