Drobne akty nieposłuszeństwa
O świetnym zbiorze opowiadań Marie Aubert wydanym przez Wydawnictwo Pauza - Aleksandra Byrska
Zabierz mnie do domu – to zdanie, które ma moc zaklęcia. Zdanie, które woła o azyl, prosi o pomoc. Łączy w sobie możliwość poczucia się dzieckiem i oddania się pod czyjąś opiekę, z bardzo dorosłą propozycją wyszeptaną w nocy po imprezie. Prośba „zabierz mnie do domu” może oznaczać ucieczkę od życia, jak i powrót do niego. Na pewno jest jednak momentem przyznania się do pewnej bezsilności, prośbą o pomoc z zewnątrz.
Właśnie bezsilność łączy bohaterów książki Marie Aubert – bezsilność i samotność, przytłoczenie własnymi emocjami, ich nieprzejrzystość, brak złudzeń co do kontroli nad własnym życiem, świadomość, że nie da się już zacząć własnego życia zupełnie od nowa. Aubert ma rzadką umiejętność pokazywania czytelnikowi, że największe dramaty i najsilniejsze napięcia kryją się tuż pod powłoką zwykłych, codziennych zdarzeń, w świecie, który jest nam dobrze znany.
W tym świecie ma swoje miejsce zwykła, codzienna przemoc – akty agresji „w skali mikro”, jak przytrzymane nadgarstki w czasie seksu, szantaż emocjonalny czy uderzenie niegrzecznego dziecka. Te niby drobne wyładowania powodują jednak, że ludzie pozostają zawsze samotni, zamknięci w swojej osobności z wiedzą, że w relacji nigdy nie są do końca bezpieczni. W tym kontekście słowa „zabierz mnie do domu” stają się więc aktem odwagi – otwarcia na możliwość powierzenia swojego losu w czyjeś ręce.
Nieumiejętność komunikacji i samotność sprawiają, że właściwie wszyscy bohaterowie opowiadań Aubert są rozczarowani – rzeczywistość rozmija się z ich idealną wizją życia, a niewykorzystane ścieżki wydają się być tymi, które należało wybrać. Najczęściej to młodzi dorośli, którzy – dokładnie tak samo jak nastoletnia bohaterka jednego z opowiadań – nie potrafią odnaleźć swojego miejsca, uporać się z emocjami i ciężarem własnej osoby, więc podejmują bezsilne i desperackie próby zmiany. Zmiana nie okazuje się jednak prawdziwa – to raczej wyłącznie bunt zmęczonego umysłu, coś, czego się później żałuje. Jak budowanie związku na kłamstwie o ciąży, pierwszy seks w odwecie za rozwód rodziców, uderzenie córki. Akty kanalizujące cierpienie i okaleczające tych, których miały uwolnić z więzów, które tkają ich własne umysły.
Aubert nie przez przypadek jest autorką książki zatytułowanej Dorośli. Tematem większości jej tekstów są bowiem właśnie oni, niby odpowiedzialni i dobrze funkcjonujący, a jednak zagubieni jak dzieci, nie różniący się wiele od nastolatków w kwestii umiejętności zmagania się z trudnościami i własnymi emocjami. Z tej perspektywy dorosłość wydaje się fikcją – sztucznie utworzonym pojęciem dyscyplinującym osoby w pewnym wieku, by nie okazywały swoich prawdziwych uczuć i nie przyznawały się do odczuwanych trudności, bo nie wypada, bo to niepoważne, nieadekwatne do wieku. Bo w pewnym wieku należy być „taką fajną dziewczyną” – z odpowiedzialną pracą, wysportowanym i zadbanym ciałem, niezależną i samowystarczalną – i należy udawać, że jest się w tym szczęśliwą, nawet jeśli co wieczór zagryza się zęby z samotności. Dorosłość wymaga zrównoważenia i nie okazywania gwałtownych uczuć. Do czego to prowadzi w rzeczywistości odpowiadają najlepiej książki Aubert i nie jest to optymistyczna odpowiedź. Zostawianie ludzi sam na sam z ich cierpieniem pociąga za sobą pojawianie się kolejnych cierpiących. Każdy potrzebuje czasem powiedzieć –nie radzę sobie, pozwól mi zapomnieć, uratuj mnie – zabierz mnie do domu.
Marie Aubert, Zabierz mnie do domu, przeł. Karolina Drozdowska. Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021