Kikut z człowieka
Bohaterowie głośnej prozy Davida Diopa kiedyś byli ludźmi, lecz dziś na imię im śmierć - o głośnej "Bratniej duszy" Davida Diopa pisze dla nas Karol Kleczka
Bohaterowie głośnej prozy Davida Diopa kiedyś byli ludźmi, lecz dziś na imię im śmierć. Nie mają już osobowości, mają tylko funkcję; warunkuje się ich tak, jak tresuje się zwierzęta: dźwięk gwizdka i biegniesz do okopu po drugiej stronie, dźwięk gwizdka i wracaj z ataku. W okopie nie ma nic ludzkiego, załamaniu uległy wszelkie ludzkie kategorie. Znikła dawna moralność, zmęczony bolesnymi obrazami umysł nie znajduje w sobie przestrzeni dla refleksji, zostawiając podmiot z poznawczymi resztkami: pierwotnymi emocjami i wspomnieniami przeszłości. Mówienie o podmiocie jest tu zresztą na wyrost, jego tożsamość uległa rozpadowi. „W poprzednim świecie bym się nie ośmielił, ale w świecie dzisiejszym, Bogiem a prawdą, poważyłem się na coś nie do pomyślenia” – wyznaje Alfa Ndiaye, senegalski strzelec w armii francuskiej, główny bohater Bratniej duszy Davida Diopa. Z poprzedniego świata zostały zgliszcza i z Alfy też.
Bratnia dusza to powieść niewielkich rozmiarów, lecz na zaledwie 144 stronach autorowi udaje się w mistrzowski sposób ująć szereg uczuć i pojęć, których nazwanie wymaga nie raz całych tomiszczów. Bohaterowi na imię Alfa, lecz gubi się on w tym, kim właściwie jest. Jest jak śmierć, bo jak śmierć pełznie pod zasiekami, polując na wrogów, których okrutnie okalecza. Jest jak ginący obok niego brat, zlewa się z nim we wspomnieniach i współodczuwaniu cierpienia. Jest trybem depersonalizującej machiny – jej opisy skutkują wyraźnym poczuciem dyskomfortu u czytelnika. Obcość pejzażu przypomina serię czarnych obrazów Goyi, to literatura brutalna i groteskowa. Diop prowadzi narrację w języku przypominającym dygresyjną przypowieść: od biblijno-podobnych maksym, po powtórzenia, lecz zawsze zmierza do klamry, budując napięcie całości. Od pierwszej sceny po scenę ostatnią czytelnik staje się żywym świadkiem rozpadu – kolejne części bohatera odpadają i czernieją jak ucinane przez niego ręce wrogów. Jest kikutem z człowieka, przypadkowym odpadkiem wojny. „Jest śmiercią i życiem zarazem”.
Książka niesie ciekawy wymiar dla polskiego czytelnika, bo doświadczenie I wojny światowej, Wielkiej Wojny, w Polsce nadal są słabo rozpoznane. W polskiej narracji historycznej nie ma na nią miejsca (co z tego, że ginęli na niej Polacy, skoro nie była to wojna polskiej polityczności). Polska historia kończy się na rozbiorach, potem robi prześwit na powstania, a potem jest niepodległość. Nietwarzowe flandryjskie flaki, które tę niepodległość pośrednio dały, wylewając się z munduru pruskiego, austriackiego czy rosyjskiego, nie są godne polskiej pamięci historycznej. Tym ciekawiej czytać książkę Diopa, dającą obraz pamięci, do której wglądu nie mamy. Szukanie wspólnego mianownika z kolonialnym Senegalem będzie na wyrost, ale doświadczenie historyczne dla czytelnika pochodzącego choćby ze Śląska, a tak jest w moim przypadku, jakąś trudną bliskość ze sobą niesie. Ci żołnierze o niebieskich oczach, którym Alfa odcina dłonie, to bracia moich pradziadków.
David Diop, Bratnia dusza, przeł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021, s. 144