Kręgi przemocy
Magdalena Kargul zajmująca się literaturą i kulturą Afroamerykanów pisze dla nas o głośnym reportażu Alexa Kotlowitza: "Amerykańskie lato. Depesze z ulic Chicago"
Marny ze mnie kronikarz przemocy. A jednak powoli, strona za stroną, schodzę w coraz niższe i szersze kręgi przemocy. Za przewodnika tej podróży służy mi Alex Kotlowitz; jak szybko się przekonacie ani ja, ani on, ani sama sceneria tego dramatu nie przystają do poetyckiego języka Boskiej komedii. Bo nie ma tu też nic boskiego, a jedynie bardzo ludzkie emocje: rozpacz, bezsilność, nienawiść. Zwiedzamy parne, letnie Chicago sprzed ośmiu lat. Liczymy rany postrzałowe i kłute, ofiary śmiertelne oraz świadków. Jak już mówiłam, żaden ze mnie kronikarz przemocy, ale zgodnie z tym, o czym pisze mój Wergiliusz, ta podróż zostawi we mnie lepki osad.
Wszyscy są zranieni. To banał, a jednak brzmi inaczej w kontekście przemocy. Sporo tu takich banałów, które podczas lektury wywołują mocne wrażenie: “przemoc izoluje”, “przemoc popycha ludzi ku sobie”. To nie jest odkrywcza książka ani reportaż z tezą. Raczej zbiór impresji, postaci widzianych w biegu, wyjętych z kontekstu. Ludzi, którym co prawda autor stara się oddać sprawiedliwość nakreślając ich charakter, wygląd, specyficzne cechy (znaki szczególne, które nie trafiły do raportów i sekcji zwłok), ale których nie udaje mi się zapamiętać. Być może jest ich zbyt wielu, może cierpienie ich do siebie upodabnia; a może jest jeszcze inaczej i jestem już poniekąd “wtajemniczona” i przemoc na ulicach Stanów Zjednoczonych nie jest mi obca w teorii i statystykach. Alex Kotlowitz jest białym mężczyzną po sześćdziesiątce. Opisywane przez niego osoby – zarówno sprawcy, jak i ofiary, których trudno tu jednoznacznie od siebie oddzielić (co nie jest akurat oceną moralną) – są w większości młodymi mężczyznami o innym niż biały kolorze skóry. Ich światy zdają się nie przenikać. Może rzeczywiście trzeba być osobą z zewnątrz, stać z boku, bo ze środka nie ma możliwości ani warunków do pisania. A jednak o problemie przemocy pisała jeszcze lepiej wydana w serii amerykańskiej Jill Leovy w Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce. Kotlowitz nie przeskoczył tej poprzeczki, chociaż dobrze jest co jakiś czas przypomnieć sobie, że ulice amerykańskich miast nie wyglądają jak z filmów, ale są o wiele bardziej niebezpieczne i mniej romantyczne.
To książka bez morału, tak jakby zaczynała i kończyła się bez ostrzeżenia, niepostrzeżenie. Jak lato. Nie wypełnia luki i nie zaspokaja ciekawości. Nie przynosi odpowiedzi. Oskarża system, ale bez przekonania, nie widzi wyjścia z tej matni. Ludzie wciąż zabijają się na ulicach, bo nie sposób tego nie robić. To ciekawy wątek, jednak nie wybrzmiewa wystarczająco mocno. Mimochodem reporter wspomina o arbitralności sądów, braku systemu ochrony świadków (zbyt błahe to sprawy) i wszechobecności gangów. Nawet pracownicy socjalni, urzędnicy i sędziowie dostrzegają luki systemu, jednak poddają się jego inercji. Nic się nie zmienia. Kolejni młodzi ludzie giną.
Tym, czego najbardziej mi w tej książce brakowało był gniew. Gniewni bywają opisywani ludzie, ale sama narracja jest go pozbawiona. I to mnie w tej książce wkurza. Tym bardziej, że Kotlowitz zaczyna od opisania osobistej sytuacji, w której towarzyszyły mu silne emocje – i to w zasadzie jedyny moment, kiedy ta książka ożywa. Później zapada w letarg. Opisuje bezsens śmierci bez cienia złości na zastany porządek. Nie wiem, czy potrzebujemy takich reportaży, pełnych rezygnacji. Amerykańskie lato jest jak oglądanie migających przez szybę krajobrazów, przytłumione – stąd niemożność zapamiętania opisywanych postaci, które zlewają się w bezimienny tłum. A miała to być podróż, nie samo przemieszczanie się.
Wychodzę więc z tego piekła z lepkim osadem na palcach. Mój Wergiliusz zostawił mnie bez wyjaśnień, między jedną ofiarą strzelaniny a drugą. Nie zrozumiałam i nie dowiedziałam się więcej. Mogłabym streścić tę książkę do jednego jej rozdziału, będącego pars pro toto całości – tego, w którym pojawiają się krótkie tweety jednego z dziennikarzy śledczych. Najważniejsze informacje ograniczone liczbą znaków: miejsce, ofiary, użyta broń. Żadnych wyjaśnień. Ostatni krąg Piekieł.
Alex Kotlowitz, Amerykańskie lato. Depesze z ulic Chicago, tłum.Michał Szczubiałka, Czarne, Wołowiec 2021, s. 280