(ilustracja: Alicja Beryt)
Tegoroczne wyzwanie Goodreads kończę raczej na tarczy niż z tarczą. Przy okazji nie wstydzę się potwierdzić: tak, czytam na ilość. Wierzę, że w którymś momencie zaczęło się to przekładać się na jakość, a czytanie na wyścigi, zapisywanie postępów w czytaniu i sprawdzanie, co czytają inni pomogło mi dotrzeć do wielu ciekawych tytułów i wyrobić sobie dobre nawyki, takie jak spisywanie tego, co przeczytałam, kończenie rozpoczętych lektur (i porzucanie tych, które naprawdę mi nie podchodzą) oraz wygospodarowanie sobie czasu na czytanie. Nie gwarantuję, że każdemu to pomoże, bo i nie każdy ma z czego ten czas wygospodarować. Mi pomogło.
Od początku trwania pandemii koronawirusa i konieczności pozostania w domu mówiło się, że w końcu będzie czas nadrobić zaległości czytelnicze. Oczywiście warunkiem było posiadanie pracy zdalnej i brak całej rodziny na głowie. Ja akurat byłam w dość uprzywilejowanej sytuacji, ale mimo to nie przeczytałam ani wszystkich zaległości, ani nawet połowy.
Jednym z najbardziej dobijających aspektów pandemii było dla mnie ograniczenie możliwości poruszania się i planowania bliższych lub dalszych podróży. Brak kontaktu z żywym człowiekiem innym niż moje bliskie osoby sprawił, że pozostało mi sprawdzić jak podróżują inni.
Zaczęłam niezbyt fortunnie od Granic marzeń. O państwach nieuznawanych Tomasza Grzywaczewskiego. Reportaże z Donbasu, Naddniestrza, Abchazji, Osetii Południowej i Górskiego Karabachu to opowieści o lokalnych nacjonalizmach wymieszanych z przestępczością i wojną. Wierzę, że jest w tym rejonie coś pięknego i wartego uchwycenia, albo przynajmniej coś, co uzasadniałoby użycie słowa „marzenia” w tytule, w kontekście innym niż niepodległościowy. Reportaże Grzywaczewskiego stanowią z pewnością narzędzie poszerzania wiedzy o skomplikowanej strukturze konfliktów politycznych w byłych republikach radzieckich, ale raczej nie poprawiają nastroju.
Dalej niestety nie było lepiej, Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji Andreja Bána sprawiły, że gdybym wcześniej nie była w Słowacji, to za nic nie chciałabym tam pojechać. Okazuje się, że polskie transformacyjno-korupcyjne piekiełko lat 90. istnieje również u naszych południowych sąsiadów. Ban jest insiderem, może więc nic dziwnego, że brakuje mu przyjaznego spojrzenia dobrze zakorzenionego turysty, które serwuje nam pisząc o Czechach Mariusz Szczygieł. Może nieco pogodniejsze reportaże o Słowacji dopiero czekają na swój czas.
Ze starannie wydaną przez Karakter Japonią utraconą Alexa Kerra nie dane mi było obcować w papierze, bo czytałam na czytniku. Ale wersja analogowa na pewno wniosła by wiele w warstwie estetycznej, a taka właśnie jest to opowieść. Urodzony na Zachodzie autor spędził pół życia na Dalekim Wschodzie, w tym w Japonii. Pięknie, poetycko, ale i fachowo narzeka, że kiedyś to były czasy, a dziś niestety Japończycy zamiast żyć w skansenie wolą jednak mieszkać w ciepłym, jasnym domu. W przeciwieństwie do poprzednich lektur, ta pozwoliła mi skutecznie przenieść moją myśl w odległe krainy nie wywołując przy tym gwałtownej fali miłości do Polski.
My też mamy już przeszłość. Guy Debord i historia jako pole bitwy Pawła Mościckiego nie jest oczywiście książką o podróży. Ale mogą po nią sięgnąć wszystkie osoby, które nic nie zrozumiały polskiego z tłumaczenia Społeczeństwa spektaklu wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Guy Debord i sytuacjoniści dryfują ulicami Paryża, kreślą swoje mapy, gubią się w sposób kontrolowany. Nie potrzebują do tego biletu, samolotu czy nawet pociągu. Pokrzepiająca lektura pozwalająca zrozumieć, że nie jest poszukiwaczem przygód ten, którego one spotykają, ale kto sam je stwarza.
Dzicy detektywi Roberto Bolaño to książka wymiarów małego pudełka, w którym można się kompletnie zamknąć na tydzień, by wyjść na ulice Meksyku i w towarzystwie szalonych kolegów i koleżanek pić mezcal, prowadzić śledztwo na zmianę z hermetycznymi dywagacjami o naturze poezji oraz co i rusz wpadać w kłopoty. Mogłabym to czytać raz do roku niezależnie od okoliczności.
Polska przydrożna Piotra Mareckiego podzieliła Polskę na pół: na tych, którzy ją kochają i którzy nienawidzą. Ja akurat doskonale się odnalazłam jako pasażerka starego Opla przemierzającego mniej znane zakątki naszego kraju. Książka Mareckiego wyszła mi taniej niż wczasy pod gruszą, a jedyne rozczarowanie Polską przydrożną polegało na tym, że zbyt szybko się skończyła.
Mój rok relaksu i odpoczynku Ottessy Moshfegh to już nie podróż, ale ucieczka. Bardzo trudno mi w kilku zdaniach przekonać kogokolwiek, że czytanie prawie 300 stron o tym, jak główna bohaterka postanawia za pomocą środków farmakologicznych oraz pieniędzy ze spadku po rodzicach odpuścić sobie i przespać rok z życia. Oczywiście w pandemii wszyscy mamy nadzieję przestać chodzić w piżamie do pracy i żywić się jedzeniem na wynos, ale to jest właśnie ta książka, która opowiada o okolicznościach pandemicznych w okolicznościach zupełnie normalnych. No prawie, bo za rogiem czają się inne nieszczęścia późnej nowoczesności. Spoiler: wszystko kończy się dobrze. To znaczy nie do końca, ale i tak wychodzi się z roku snu z takim właśnie przekonaniem. Książkę Moshfegh polecam czytać w komplecie z krótką książeczką Georges’a Pereca Człowiek, który śpi.
Po zmierzeniu się z podróżami i ucieczkami postanowiłam sprawdzić, co też robili ludzie w innych stanach wyjątkowych więc wróciłam do dwóch różnych pamiętników z dwóch różnych wojen.
Najpierw Szkice piórkiem Andrzej Bobkowskiego, które z naszym stanem wyjątkowym mają tyle wspólnego, że w pamiętnikach autora nie znajdziemy wielu faktycznych okropieństw wojny. Dużo za to radości z prostych, codziennych rzeczy: smaku czekolady, jazdy rowerem, spotkania z ludźmi, lektur. Obostrzenia, niepewność, głód i śmierć są bliskie, ale Bobkowski postawi między nimi a czytelnikiem intelektualno-emocjonalny mur i nie pozwoli im zbyt często dawać o sobie znać.
Wprost z pamiętników Bobkowskiego udałam się do okopów I wojny światowej w towarzystwie notatek Egona Erwina Kischa spisanych w tomie Zapisz to, Kisch!. Młody kochający życie dziennikarz z Pragi, spędzający życie w kawiarniach i szemranych zakątkach stolicy ląduje na froncie. Siedzi w błocie, nie dojada, dręczą go wszy. Jego koledzy umierają ranieni kulą albo tonąc w zdradliwym nurcie Driny. On sam spisuje wszystko co widzi: momenty tragiczne, ale i zabawne. Mierzi go głupota przełożonych, ulotność życia szeregowych żołnierzy i bezsens bicia się za cesarza. W końcu ranny wraca do ukochanej Pragi. Jakkolwiek pandemia nie dawałaby się we znaki, stan wyjątkowy opisywany przez Kischa pozwala przyjąć właściwą perspektywę. Jego wspomnienia z pola walki nie są też dojmująco depresyjne. Przy okazji Kisch pozwala jednak zrewidować panujący w Polsce mit o pięknej I wojnie światowej, panach w eleganckich mundurach, podkręcających wąsy i paniach w szykownych sukniach. Fetyszyzować można tylko pokój. Z okopów I wojny światowej wróciłam z Kischem do Pragi, by czytając Jarmark sensacji śledzić życie w ciemnych zaułkach miasta i tkwiąc w krakowskim Podgórzu tęsknić za byciem obywatelką CK Monarchii.
Po roku pandemii została mi też nowa lista książek, o których wydawało mi się, że będą idealnie pasować do tego trudnego czasu. O „książkach, których nie przeczytałam” opowiem w kolejnym odcinku.
Tomasz Grzywaczewski, Granice marzeń. O państwach nieuznawanych, Wydawnictwa Czarne, Wołowiec 2018, s. 280
Andrej Bán, Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji, przeł. Miłosz Waligórski, Wydawnictwo Książkowe Klimaty, Wrocław 2019, s. 304
Alex Kerr. Japonia utracona, przeł., Maria Kwiecieńska-Decker. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2019, s. 256
Paweł Mościcki, My też mamy już przeszłość. Guy Debord i historia jako pole bitwy, BĘC ZMIANA, Warszawa 2015, s. 224
Roberto Bolaño, Dzicy detektywi, przeł. Tomasz Pindel, Nina Pluta, Muza, Warszawa 2010, s. 400
Piotr Marecki, Polska przydrożna, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, s. 200
Ottessa Moshfegh, Mój rok relaksu i odpoczynku, przeł. Łukasz Buchalski, Pauza, Warszawa 2019, s. 272
Andrzej Bobkowski, Szkice piórkiem, Wydawnictwo CIS, Warszawa 2020 (pierwsze wydanie: 1957 rok, Instytutu Literacki w Paryżu)
Egon Erwin Kisch, Zapisz to, Kisch!, przeł. Anna Linke, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej 1957