Krajowa publiczność konsekwentnie przegapia prozę Denisa Johnsona. Wiele wskazuje na to, że wydany w trzy lata od śmierci autora tom opowiadań Syn Jezusa, podzieli los poprzednich przełożonych na polski książek Zagubione wybrzeże i Drzewo dymu. I to pomimo fabularnej atrakcyjności oraz wysokich not w prasie. A byłoby kiepsko, gdyby Johnson i tym razem nam umknął.
Mniej lub bardziej erudycyjne wywody na temat jego unikalnej frazy, przenikliwości, osobności, można znaleźć w recenzjach opublikowanych w pierwszej połowie roku. Nie mam zamiaru ścigać się na oryginalność spostrzeżeń i wnikliwość lektury, z tymi, których książka zachwyciła wcześniej ode mnie. Pozwolę sobie jedynie dodać dwie uwagi do tego chóralnego zachwytu.
Syn Jezusa to, ujmując rzecz w telegraficznym skrócie, proza peryferyjna. Dzieje się na przedmieściach, dotyczy spraw „ludzi z marginesu” i marginesowych w perspektywie życia społecznego. Rozbitkowie życiowi doświadczają przygód egzystencjalnych i zmian percepcji napędzanych alkoholem, amfetaminą czy heroiną. Peryferyjność tej prozy przejawia się nie tylko w tematyce, ale też konstrukcji krótkich opowiadań. To anegdoty opowiedziane z zamierzoną niekonsekwencją, najczęściej pozbawione puenty, z zaburzoną chronologią, poprzetykane dygresjami. Nie składają się w linearne, konwencjonalne opowieści. Oferują za to znacznie istotniejsze doznania. Sprawiają wrażenie historii zasłyszanych lub przeżytych w tanich barach (często stanowiących scenerię wydarzeń) i naprędce spisanych bez dbałości o formę i stylistycznych zabiegów. Ich siła tkwi właśnie w zamierzonym chaosie. Spomiędzy fabularnych uskoków wypływa zapis radykalnych doświadczeń, głęboko humanistyczna wiara w moc słów i międzyludzkie spotkanie, które może dokonać się w nawet najbardziej niesprzyjających warunkach.
Te popsute, marginesowe, peryferyjne opowieści są łabędzim śpiewem amerykańskiej kontrkultury. Tytuł tomu i motto pochodzą z pamiętnego songu Heroin the Velvet Underground: When I'm rushing on my run And I feel just like Jesus' son (gdy gnam przez moją trasę/ciąg, czuję się jak Syn Jezusa) napisanego przez Lou Reeda, a pochodzącego z debiutanckiej płyty grupy wydanej w 1967 r. Natomiast historie opowiedziane przez Johnsona wydarzały się w latach 70. gdy na dobre upadły hippisowskie utopie a do głosu dochodziły nowe kontrkulturowe formacje, pozbawione złudzeń i obrazoburcze, które poetyczność wywodziły z punkowego ekscesu i groteski. Takie właśnie są te punkowe opowiadania. Opiewają straceńczą jazdę bez celu, „chore piękno” zdegradowanych pejzaży i szorstkich relacji międzyludzkich. Wrażliwość, którą Velvet Underground zdetonowali swoim sensacyjnym debiutem w opowiadaniach Johnsona zdaje się wybrzmiewać publicznie po raz ostatni.
Drugi aspekt pominięty przez recenzentów i recenzentki wiąże się etyczną wymową opowiadań, a raczej samym faktem włączenia w opowieść głosów amerykańskiego lumpenproletariatu. I choć to opowieści zapewne poddane stylizacji (a wcześniej obróbce w pamięci) to wszelkie zabiegi składają się w inkluzywny gest: oto w podłych barach, domach opieki i ruderach snuje się chropawe historie, które zawierają w sobie być może więcej prawdy niż usankcjonowane wymogami poprawności, wyjałowione przez rynek i obyczaje konwencjonalne opowieści.
Można Syna Jezusa czytać na rozmaite sposoby. Jako eksperyment formalny, akt zerwania z amerykańską mitologią, opowieść o toksycznej męskości, prozę zaangażowaną społecznie lub zapis podróży poza granice jaźni. To proza, która stawia przed czytelnikami przeszkody, myli tropy i odziera z powierzchownej przyjemności. W zamian oferuje prawdę i mocne doświadczenia.
Jan Bińczycki
Denis Johnson, Syn Jezusa, tłumaczył Szymon Żuchowski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2020, s. 128
Fragment jednego z opowiadań "Syn Jezusa" tłumaczyliśmy w 2017 roku do naszego litzine'a "Papier w dole" (nr 4-5/2017).