Metalowy bildungsroman
"Skóra i ćwieki na wieki" to reporterski bildungsroman. Przyda się czytelnikom stroniącym od metalu lub niedzielnym słuchaczom - Jan Bińczycki o najnowszej książce Jarosława Szubrychta
Wydawniczy urodzaj kontrkulturowych monografii, reportaży i książek wspomnieniowych zaczyna osiągać rozmiary, w którym odbiorcy zaczynają czuć nasycenie lub wręcz przesyt. Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu Jarosława Szubrychta podnosi poprzeczkę dla innych publikacji i przerasta konkurencję. Tym bardziej, że atrakcyjna będzie dla czytelniczek i czytelników spoza kręgu metalowych maniaków. Książkę Szubrychta wyróżnia na tle innych profesjonalizm w budowaniu opowieści (autor jest jednym z najbardziej wpływowych polskich dziennikarzy muzycznych), zgrabna konstrukcja, bezpretensjonalność, a przede wszystkim zdolność snucia gawędy adresowanej nie tylko do rówieśników wychowanych na metalu, ale też (a może przede wszystkim) do tych, którzy i które pochodzą spoza środowiska, które autor ironicznie nazywa sektą.
Dla weteranów znaczna część tej opowieści to imponderabilia. Pewnie dzielą emocje i wspomnienia z autorem, kiedy opisuje pierwsze zachwyty skąpym wyborem płyt, które docierały do podkarpackiej Dukli i okolic w latach osiemdziesiątych. Podobnie w przypadku okołomuzycznych anegdot, praktyk, takich jak tape trading, nagrywanie audycji radiowych czy smarowanie mydłem znaczków pocztowych, by zaoszczędzić na kosztach. Jestem od autora młodszy o ponad dekadę i załapałem się na ostatnie chwile, w których do komunikacji pomiędzy fanami, gromadzenia muzyki oraz jej promocji wykorzystywano głównie tradycyjną pocztę. Wprawdzie opowieść o konspiracyjnym odbijaniu metalowych fanzinów na komisariacie Milicji Obywatelskiej brzmi zabawnie, ale nie wiem, czy chciałbym zaznać takich przygód Chyba nikt z czytających nie chciałby doświadczyć brutalności, chamstwa i agresji ze strony instytucji “zwijającej się” PRL, które były udziałem autora i współsekciarzy.
A skoro już przy sektach i szykanach… Czytelniczkom wolącym czytać o metalu niż go słuchać polecam lekturę Skóry i ćwieków ze względu na wątki obyczajowe. Okazuje się bowiem, że choć upadający ustrój prześladował młodocianych subkulturowców, to od czasu do czasu wpuszczał metalowe hordy na wizję lub w eter, a reprezentanci tej sceny, na czele z nieodżałowanym Romanem Kostrzewskim, mieli możliwość publicznego wygłoszenia kilku kontrowersyjnych, obrazoburczych zdań.
Skóra i ćwieki na wieki to także szybka przebieżka przez fascynującą historię gatunku, jego rozmaitych nurtów, momentów komercjalizacji i kolejnych powrotów do podziemia. Można przeczytać o poetyce tekstów, postawach politycznych muzyków, wzrastającej z czasem roli kobiet na scenie czy (nielicznych, ale istotnych) międzynarodowych sukcesach polskich wykonawców. Ten edukacyjny wątek ma jednak ograniczone zastosowanie. Trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś dorastający(a) w ostatnich dekadach nie miał okazji do powierzchownego choćby obcowania z metalem. Ale jeśli owo spotkanie przyniosło jakiś niepokój, to jest okazja, by się z nim zmierzyć.
Książka Szubrychta może być za to kompendium wiedzy dla zaniepokojonych rodziców, którzy zorientowali się, że grzeczny Pawełek lub Ania przedzierzgnęli się nagle w bagienną wiedźmę, cmentarnego sukkuba lub woja Lechistanu. Autor przytacza historię z własnej młodości, gdy licealny polonista udzielił mu wsparcia w tworzeniu metalowego fanzinu pomimo własnej niewiedzy na temat tego zjawiska oraz (zapewne) zaniepokojenia mroczną estetyką. Jak widać po liście publikacji autora Skóry i ćwieków, ta życzliwość przyniosła dobre rezultaty.
Chciałoby się też, by książka ta posłużyła za ostateczny argument do obalenia histerii wokół metalu, od dekad rozkręcanej pospołu przez MO, kościół katolicki oraz polityków prawicy. Bo jest jednym z najbardziej fascynujących fenomenów kontrkulturowych w dziejach Zachodu. I to mimo patologii, które zagnieździły się wśród niektórych metalowych środowisk. Szubrycht rozprawia się z nimi. Opisuje odjazdy ideologiczne niektórych norweskich kolegów (neofaszyzm, niszczenie zabytków sakralnych), przemoc czy przejawy mizoginii lub homofobii (te w ostatnich latach dostały zdecydowany odpór). Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu to reporterski bildungsroman. Przyda się czytelnikom stroniącym od metalu lub, jak piszący te słowa, niedzielnym słuchaczom.
W czasie lektury zrobiłem sobie na własny użytek wyciąg z przytaczanych piosenek. Poniżej link do playlisty w Spotify. Jest prawie kompletna, bo zatrzymałem się na nieprzyswajanych dla mnie okolicach grindcore.
Jan Bińczycki
Jarek Szubrycht, Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu, Czarne, Wołowiec 2022, s. 328.