Nie ma demokracji w sztuce
"Rottenberg należy więc do innej epoki, do rozdziału niejako zamkniętego" - pisze Magdalena Kargul w omówieniu wydanego właśnie "From Poland with love. Listy do Haralda Szeemanna"
Najpierw było gorączkowe oczekiwanie. Później pierwsze rozkosze i szybkie spadki. Nie lubię kredowego papieru w książkach, to temat wielu gorących dyskusji z moim ojcem. Głosiłam koniec kredowego papieru, który sprawdza się tylko przy reprodukcjach (tutaj dość licznych i ciekawych). Na ogół jednak tworzy dystans, narzuca powagę. Nie da się po nim tak nieodpowiedzialnie bazgrać i robić notatek – wszystko się rozmazuje lub stawia opór. Ten papier jednak współgra z treścią książki budując efekt niedosiężności sztuki wysokiej, zarezerwowanej dla specjalistów i osób szlachetnie urodzonych.
To ciekawe, bo ani nadawczyni tego zbioru listów (najbardziej rozpoznawalna w Polsce kuratorka i krytyczka sztuki, była dyrektorka Zachęty) ani ich odbiorca (o którym więcej będzie poniżej) nie kojarzą mi się ze szlacheckimi rodami. Związani raczej ze sztuką krytyczną, zaangażowaną i niekiedy trudną, nauczyli się bytowania na salonach, całkiem zresztą zasłużenie. Wydaje mi się jednak, że za bardzo się w tych pięknych przestrzeniach schowali, rzadko wychylając z nich nosa.
O ile autorka jest postacią rozpoznawalną to adresat może być polskim czytelnikom szerzej nieznany. Harald Szeemann był szwajcarskim kuratorem podejrzewanym o stworzenie tego zawodu na przełomowym Documenta 5 w Kassel w roku 1972. Zmienił on sposób organizacji tego wydarzenia z typowego „salonu” na spójną (chociaż bardzo ciężką) całość. Okrzyknięte wulgarnymi, sadystycznymi i potwornymi były punktem zwrotnym i zapewniły mu sławę w środowisku. Uprzednio, w wieku 28 lat został dyrektorem Kunsthalle Bern, gdzie zasłynął jako anty-akademicki radykał i koneser sztuki ludowej oraz outsiderskiej. Trafił na dobry historycznie moment, wyczuwając rodzące się w latach 60. i 70. prądy w sztuce najnowszej spójne z jego wizją kuratorską. Jego działaniom przyświecała idea Gesamtkunstwerk widoczna w jego wystawach. Mawia się o nim, że podjął grę Duchampa z rozmywaniem granic między sztuką i nie-sztuką. Była to postać radykalna i rewolucyjna, kipiąca energią.
Książka wydana przez wydawnictwo Stentor nie ma w sobie jednak siły i energii Szeemanna. Za jej myśl przewodnią nie mogą więc posłużyć żadne cytaty czy strategie kuratorskie jej patrona, ale raczej zdanie samej Andy o tym, że nie ma demokracji w sztuce. Zanim jednak do tego przejdziemy, warto wspomnieć, że Anda Rottenberg swoje listy pisała w latach 2017/2018, krążąc myślami między dwoma wystawami: Uważaj wychodząc z własnych snów, możesz się znaleźć w cudzych z przełomu 2000 i 2001 roku, której kuratorem był Szeemann w Zachęcie oraz wystawie Harald Szeemann: Museum of Obsessions w Getty Research Institute w Los Angeles w 2018 roku, do której Rottenberg udzielała wywiadu. Pierwsza doprowadziła do utraty stanowiska dyrektorki Zachęty i głośnego skandalu z rzeźbą Maurizio Cattelana La nona Ora. Druga umocniła mit niezwykłego, zmarłego w 2005 roku kuratora i powtórzyła niektóre z jego gestów znanych z poprzednich wystaw.
Rottenberg jako osoba publiczna, krytyczka sztuki i jej kuratorka, kojarzy mi się z radykalnymi postawami oraz wyborami. To ona wprowadziła na scenę sztukę krytyczną i zażarcie jej broniła. W zbiorze listów From Poland with Love niewiele pozostało z tej radykalności, świeżości i rewolucyjności. To raczej duszne sale wernisaży i zdjęcia notabli. Owszem, nie da się wyprzeć związków sztuki z biznesem i bogactwem. Wspomniane powyżej zdanie Andy o braku demokratyczności dobrze się z tym faktem pokrywa. W teorii nawet się z tym stwierdzeniem zgadzam: w końcu tworzenie kanonu jest działaniem elitarystycznym, wymagającym wiedzy, obycia i pozycji, które jednych wywyższa, a innych skazuje na zapomnienie. Każdy krytyk i kurator chciałby mieć taki wpływ. Dzieła, które przejdą do historii to te, które zostaną zauważone i odpowiednio osadzone w kontekście. Następne pokolenia przyjmują je już z pewną oczywistością (jak Van Gogha i Picassa czy jak to było z artystami, których odkryła dla mnie Rottenberg: Zbigniewem Liberą, Arturem Żmijewskim, Katarzyną Kozyrą czy Pawłem Althamerem).
Ale jest też druga strona tego medalu, zdecydowanie bardziej widoczna w książce: demokratyczność sztuki zostaje zastąpiona „ustrojem” skrajnie archaicznym i nie chodzi mi tu o autorytarne gesty kuratorskie (wciąż nam potrzebne i całkiem pociągające, chyba też niezbędne), ale klasę ludzi przywoływanych w listach: hrabiny, prezydenci, dyplomaci, Potoccy, Radziwiłłowie, Kulczykowie... To ten najmniej interesujący mnie wymiar sztuki współczesnej, daleki od brudnych pracowni artystów z projektu Adres Prywatny czy młodych malarzy słynących z umiłowania do imprez i tatuaży, którzy specjalnie nie wyróżniają się z tłumu. W zasadzie obca jest mi ta strona artworldu, bardziej nawet niż ta biznesowa. Mam wrażenie, że prawdziwa sztuka dzieje się gdzie indziej i siłą rzeczy póki jest, jest poza kanonem. To ta gonitwa za nim jest najbardziej pociągająca. Co ciekawe, jeden z listów kończy się słowami „Została tylko sztuka, ale przeniesiono ją do muzeów i stała się martwa”, będącymi w jawnej sprzeczności z treścią książki, w całości poświęconej uznanej już twórczości a nie tej, która dopiero się staje. Trzymam więc w rękach rzecz o sztuce martwej, która utraciła przynajmniej jakąś część swojej polityczności i sprawczości. Sprawia to, że mam jakiś żal do autorki, która przywołując czarującą i obiecującą postać Szeemanna zawiodła moje nadzieje na pasjonujące dysputy i myślowe fikołki. Nie ma tu żadnych odkryć, żadnych radykalnych gestów. Rottenberg zdaje się nie dostrzegać, że jej notatki skupiają się przede wszystkim na polskości i przeszłości. To fatalny błąd: babranie się w naszych traumach, wojnach i krzywdach bywa męczące. Krytyczka wielokrotnie powraca do wojennych etapów życia polskich twórców (także wystawie o wojennej traumie w dziełach Szapocznikow, Wajdy i Wróblewskiego) i ważnych dat w historii Polski. Przy okazji prezentuje bardzo trafne i skondensowane interpretacje pewnych zjawisk oraz analizy dzieł poszczególnych twórców. Te są już jednak znane i dobrze zbadane, nie ma tu świeżości spojrzenia ani prób wyłowienia kolejnych postaci z tej słynnej „ciemnej masy sztuki”, o której pisał Kuba Szreder za Gregorym Sholettem. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że sztuka naszego pokolenia nie ciąży już tak mocno ku polskości. Pociągają nas już inne nurty, inne media, niezwiązane z konkretną szerokością geograficzną, a nawet jeśli to organizują ją w nowy sposób, pozbawiony ciężkości sztuki bloku postsowieckiego. Rottenberg należy już więc do innej epoki, do rozdziału niejako zamkniętego, w którym nie następują żadne fluktuacje ani poruszenia, charakteryzujące sztukę najbardziej nam współczesną.
Książka From Poland With Love dobitnie pokazuje, że nastąpiła już zmiana warty. Mimo bardzo ciekawych opisów popularnych zjawisk (szkoły polskiego plakatu lub sztuki feministycznej) głośnych historii (jak kompromitacja Daniela Olbrychskiego niszczącego pracę Uklańskiego swoją szabelką) przytaczane nobliwe nazwiska wywołują u mnie grymas niezadowolenia. Jest w tym pewna ostentacja – kto był czyim kuzynem, a kto pociotkiem znanego rodu. Rzecz w tym, że nikogo już te postaci nie obchodzą. Jest to także dalekie od działalności patrona tej książki i adresata listów: Szeemanna, wielbiciela arte povera, outsiderów i freakow. Warto zatrzymać się jeszcze przy samej roli kuratora jako tego, który tworzy narracje o sztuce i wydobywa na światło to, co do tej pory należało do jej ciemnej materii. Tutaj ta rola zamiera. Narracja, jaka wyłania się z listów jest pochwałą założonego przez Grażynę Kulczyk Muzem Susch i artystów starszego pokolenia, którzy chętnie eksplorowali polskie i cielesne tematy w sztuce. Jest to więc narracja ściśle historyczna nie tylko w sensie opowiadania o swojej przeszłości, ale także o tych ruchach i artystach, którzy weszli już do kanonu.
Od pisania o autorytetach trudniejsze jest ich obalanie i nie zgadzanie się z nimi. Ta książka uświadomiła mi, że nie powinnam już oczekiwać od Andy Rottenberg tego, o czym tak żartobliwie pisał jeden z autorów publikacji Sztuka w naszym wieku: o tym, co jest sztuką decyduje w Polsce kilka instytucji publicznych plus Anda Rottenberg. Krytyczka stworzyła dla nas pewien kanon nazwisk, jednak po nowe postaci musimy iść już gdzie indziej.
https://stentor.pl/katalog/zobacz/486/from-poland-with-love-listy-do-haralda-szeemanna
Magdalena Kargul
Anda Rottenberg, From Poland with Love. Listy do Haralda Szeemanna, Stentor 2021