O resorcie lepiej bez emocji
O zbiorze studiów biograficzno-literackich "Twórczość na zamówienie" pisze Jan Bińczycki
O Instytucie Pamięci Narodowej pisze się dużo i najczęściej krytycznie. Słusznie, bo trudno nie bić na alarm kiedy za ogromne pieniądze (tegoroczny budżet to 405 mln zł.) dokonuje się manipulacji historią Polski i forsuje jej ideologicznie zawężoną, nacjonalistyczną interpretację, bardzo często wbrew faktom lub „obok nich”.
Czasem jednak wydawnictwo IPN publikuje książki ważne, interesujące także dla czytelniczek i czytelników spoza wąskiego grona specjalistów lub prawicowo nastawionych wyznawców MABENY. Wydany pod koniec ubiegłego roku zbiór Twórczość na zamówienie w redakcji Sebastiana Ligarskiego i Rafała Łatki jest bez wątpienia wyjątkowo cenną publikacją zarówno dla badaczy literatury polskiej jak
i wszystkich zainteresowanych historią PRL. Niestety, poprzez typowe dla IPN uwarunkowania i zawężenie optyki oraz brak obiektywizmu autorek i autorów traci wiele ze swojego potencjału.
A jest on niemały. Książka ukazała się w serii Dziennikarze, twórcy, naukowcy, w ramach centralnego projektu badawczego IPN „Władze PRL wobec środowisk twórczych, dziennikarskich i naukowych”. Opowiada o tym w jaki sposób reżim PRL i jego policja polityczna wpływały na powojenne piśmiennictwo polskie; oprócz beletrystyki także na historiografię, literaturę faktu, czy komiks. Trudno wyobrazić sobie ciekawszy punkt wyjścia do dociekań łączących literaturoznawstwo z socjologią, historią
i refleksją nad mechanizmami budowy państwa totalitarnego (we wczesnych, stalinowskich latach) a później autorytarnego. Ubecy i esbecy jako ważni aktorzy życia literackiego! Nie tylko represjonujący niepokornych i nagradzający posłusznych, ale także inicjujący powstanie konkretnych publikacji, pomagający w kwerendach
i naginaniu rzeczywistości do ideologicznej sztancy! Owe aspiracje rozmaitych szarych eminencji o partyjnym, wojskowym lub esbeckim umocowaniu wydają mi się być najciekawszą częścią całego przedsięwzięcia badawczego. Bo skoro niedemokratyczne państwo ma ambicję centralnego, precyzyjnego zarządzania życiem literackim
i „produkcją” środowisk twórczych, to jego intencje można odczytywać na dwa sposoby: jako przejaw autentycznej troski o rozwój kultury i jej dostępność zgodnie
z ramami ideologicznymi (abstrahując od oceny tej ideologii) lub jako przejaw prymitywnego zamordyzmu redukującego dziedzinę ze swej natury indywidualną
i efemeryczną do funkcji propagandowych. Jak dziś czytać książki stemplowane przez cenzorów? Jak oceniać postawy pisarek i pisarzy, którzy decydując się na publikowanie w oficjalnym obiegu PRL musieli się samoograniczać lub stosować mowę ezopową?
Te wszystkie pytania stawia prof. Maciej Urbanowski we wprowadzającym do tomu artykule Czy literatura PRL była literaturą polską? Wokół tez Józefa Mackiewicza. Oprócz rekonstrukcji radykalnych etycznie poglądów wybitnego emigracyjnego pisarza, tekst Urbanowskiego oferuje dotknięcie sedna problemu – zmusza do zmierzenia się
z kontekstem, w jakim książki ukazywały się w powojennej Polsce. Zdaniem Mackiewicza Jest to taka literatura, która bez względu na osobiste poglądy autora stwarza dlań ramy i drukuje tylko to, co się w tych ramach zmieszcza. […] Każdy autor, który w te ramy wstępuje lub na światopoglądową kontrolę swej twórczości się godzi, wyłącza się automatycznie z literatury wolnej (niezależnie od języka), a włącza do literatury komunistycznej. Abstrahując czy pisze
o Leninie czy Adamie Mickiewiczu.
Urbanowski relacjonuje także argumenty adwersarzy Mackiewicza, zajmujących bardziej kompromisowe stanowiska. W ostatnich zdaniach dystansuje się od radykalizmu Mackiewicza, zwracając jednak uwagę, że radykalne postawienie tezy pozwala zrozumieć sytuację osób publikujących w oficjalnym obiegu PRL, uznać „niepełność” ówczesnego życia literackiego oraz zyskać okazję do niezwykle istotnych dyskusji. Ten artykuł jest zdecydowanie najlepszym fragmentem Twórczości na zamówienie. Przede wszystkim ze względu na pióro autora. Maciej Urbanowski, pomimo środowiskowych afiliacji ( jest współzałożycielem czasopisma „Arcana”) oraz zainteresowań naukowych obejmujących pisarzy kojarzonych z prawicą, słynie z intelektualnej uczciwości i właściwego naukowcowi etosu, wedle którego prawda jest istotniejsza od światopoglądu. Stanowi chlubny wyjątek nie tylko we własnym obozie, ale i w ogóle, wśród badaczy i krytyków zajmujących się „gorącymi” tematami.
Bardzo chciałbym napisać to samo o reszcie zamieszczonych w Twórczości na zamówienie tekstów. Niestety, nie mogę. Dlatego, że znaczna ich część dotknięta jest mocnym zaangażowaniem ideologicznym, które zwykle psuje plon cennych
i prekursorskich badań,
a niekiedy wręcz zaprzecza podstawowym zasadom sztuki. A w przypadku literaturoznawstwa należy do nich skupienie na analizowanym tekście i możliwie najbardziej bezstronna interpretacja. Wielu spośród autorów, nie wyłączając redaktorów, nie podołało temu zadaniu. Kiedy we wstępie, omawiając zawartość tomu Sebastian Ligarski i Łatka, wspominają o Roku w trumnie Romana Bratnego, jako
o jednym z najohydniejszych (!) utworów stanu wojennego, to jako czytelnik czuję się osobiście dotknięty. Nie dlatego, że mam jakieś ciepłe uczucia wobec paszkwilu Bratnego, ale dlatego, że ową ohydę potrafię dostrzec samodzielnie. A gdybym nawet miał jakiekolwiek wątpliwości, to poświęcony temu literackiemu kuriozum tekst
prof. Stanisława Beresia niechybnie by je rozwiał. Czy zdaniem redaktorów odbiorcy ich publikacji pozbawieni są zdolności suwerennej oceny moralnej lub do tego stopnia nieświadomi, że mogą ulec urokowi przykurzonej propagandy?
Rafał Łatka w artykule Marian Strużyński vel Reniak, wzorcowy resortowy autor nadużywa cudzysłowów, jakby przez ironię chciał obnażyć ohydę opisywanej przez siebie postawy. Tyle, że gdy podsumowuje dorobek Reniaka jako „dzieła”, to jednocześnie umniejsza sens własnej pracy badawczej. Historia literatury pełna jest zbrodni, zdrad
i podłości. A dzieła umieszczone w świetle literaturoznawczej analizy same ujawniają moralną (często też literacką) małość. Bez usilnego podkreślania odrazy artykuł o resortowym literacie byłby nie mniej wstrząsający. Ten sam chwyt znalazł się już w tytule biograficznego szkicu prof. Piotra Franaszka „Cichym ścigali go lotem” – „ucieczka” Macieja Słomczyńskiego przed bezpieką, literatami i literaturą resortową. Artykuł jest zdecydowanie mniej jednostronny, stanowi raczej suchą relację z modus vivendi wybitnego tłumacza ze służbami, skutecznej próby pozyskania w latach 50.
i nieskutecznych wysiłkach na rzecz ponownego wykorzystania, wreszcie rozpracowywania operacyjnego. Z treści wynika, że Słomczyński ze względu na pochodzenie i życiorys w co najmniej dwuznacznej sytuacji. Czy przed uwikłaniem
i innymi konsekwencjami rzeczywiście uciekał (o czym świadczą m.in. cytowane dokumenty) czy ledwie „uciekał”? Jeśliby trzymać się metodologii zasugerowanej przez redaktorów tomu, należałoby oczekiwać dogłębnego wyjaśnienia i rozstrzygnięcia moralnych wątpliwości. Jeśli uznać, że czytający mają własne rozeznanie i moralne kompasy, łatwo zważyć wagę przewin wobec dorobku, który wybitny tłumacz dzieł Williama Shakespeare'a czy Jamesa Joyce'a oraz poczytny pisarz wniósł do kultury polskiej wobec kilkuletniego uwikłania w okrutnych
i niebezpiecznych czasach stalinowskich. Osobną kwestią pozostaje zestawienie tak utytułowanego i zasłużonego człowieka pióra z wykonującymi resortowe zlecenia propagandystami.
Kontrowersyjną decyzją redaktorów jest zestawienie autorów topornej „literatury resortowej” (tym razem cudzysłów nieironiczny, ale podkreślający innowacyjność pojęcia) z tymi, którzy posiadając istotny dorobek, z takich czy innych pobudek ulegali pokusom uprawiania twórczości na zamówienie. To casusy między innymi Andrzeja Brychta, czy Romana Bratnego, ale też sportretowanych w tomie poznańskich plastyków lub twórców komiksowych. I to zestawienie też wydaje mi się karkołomne. Publikacja portretuje pisarzy, naukowców „i innych” czyli plastyków, rysowników, ale też szkoleniowców SB. Skąd
to zestawienie? Czy te środowiska i siłę oddziaływania w ogóle da się porównać?
Przy tych wszystkich zastrzeżeniach, nie sposób zaprzeczyć, że Twórczość na zamówienie jest lekturą niezwykle cenną, miejscami wręcz fascynującą. Przede wszystkim ukazuje jak, wbrew obiegowym opiniom, skuteczna bywała machina propagandowa PRL. W innym świetle przedstawia też funkcjonariuszy aparatu represji. Artykuły Cecylii Kuty Kiedy nauka staje się komunistyczną propagandą – przypadek Władysława Góry (1918–2009) czy Monika Komaniecka-Łyp Kariery funkcjonariuszy-szkoleniowców pionu obserwacji (Biura „B”) MSW. Przyczynek do portretu zbiorowego przeczą stereotypowi prymitywnych esbeckich brutali budujących swą pozycję wyłącznie na bazie gróźb i przemocy. Wyłania się z nich obraz profesjonalistów zatrudnionych w instytucji na tyle sprawnie zarządzanej, a zarazem elastycznej, by potrafiła skutecznie wpływać na tak delikatną i zindywidualizowaną sferę życia społecznego jak piśmiennictwo. I ten wniosek, wypływający przy okazji kolejnych pomieszczonych w tomie casusów, pozbawiony rytualnego potępienia zapada w pamięć jako szczególnie niepokojący.
Podobnie w przypadku studium Sławomira Formelli „Ubecka” powieść z kluczem. Worek Judaszów Zbigniewa Nienackiego a rzeczywistość historyczna ukazujące w jaki sposób autor bestsellerowej serii młodzieżowych powieści o Panu Samochodziku korzystał z dokumentów policji politycznej w pracy nad powieścią umieszczającą w popularnej konwencji potężny ładunek propagandowy. To dowód na skuteczność aparatu represji nie tylko
w represjonowaniu i zastraszaniu niepokornych, ale też kreowaniu własnych, atrakcyjnych dla czytelników treści.
Tom jest niejednorodny i niekompletny. O ile Stefan Pastuszewski w artykule Bydgoscy literaci w relacji z władzami Polski „ludowej” tworzy socjologiczno literackie studium lokalnego środowiska twórczego (warto pamiętać, że właśnie w Bydgoszczy odbywały się propagujące socrealizm zjazdy pisarzy polskich) o tyle w wielu wymienionych
i niewymienionych fragmentach nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że teksty mają charakter nie tyle naukowy, co polemiczny. Że służą wymierzeniu sprawiedliwości
i „odbrązowieniu” wizerunku poszczególnych pisarzy oraz całego środowiska.
Jestem skłonny przyjąć taką motywację jako uzasadniony i pożądany element dyskusji
o literaturze. Ale w takim razie najbardziej ciążące ku publicystyce artykuły powinny znaleźć się w „odpowiednio” opakowanym tomie, lub na łamach pisma literackiego, oddzielnie od tych, których autorzy poprzestają na obiektywnej, chłodnej rekonstrukcji faktów.
Tekst ukazuje się w przededniu Narodowego Święta Niepodległości. Data jest przypadkowa, ale mimo to niech posłuży za przypomnienie, że niepodległość powinna oznaczać także zdolność do obiektywnego, pozbawionego afektów spoglądania na historię, oddzielania spraw ideowych od przedsięwzięć ściśle naukowych.
Jan Bińczycki
Twórczość na zamówienie, red. Sebastian Ligarski, Rafał Łatka, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2019, 512 s.