Po prostu Susan
Magdalena Kargul o "Sempre Susan", właśnie przetłumaczonej przez Dobromiłę Janowską książce Sigrid Nunez.
Pierwsze zetknięcie z danym autorem pamięta się najlepiej. Ja swoją pierwszą książkę Susan wygrałam w konkursie organizowanym przez księgarnie, w której kilka lat później zaczęłam pracę. Wręczała mi ją moja przyszła współpracowniczka i szefowa. Była to Myśl jako forma odczuwania, najważniejsza dla mnie spośród książek Sontag. Zabrałam ją ze sobą w podróż autostopem przez Słowację, Węgry, Słowenię, Włochy i Chorwację. Chciałam o niej pisać pracę magisterską. Fascynował mnie głód intelektualny Susan, jej ciekawość i apetyt z jakim połykała kolejne książki.
Taką Susan przedstawia Sigrid Nunez. Sempre Susan jest równie niewielkich rozmiarów jak Myśl…, chociaż nie porywa mnie od pierwszych stron. Z dystansu kilku ładnych lat i wielu przeczytanych książek nie ma we mnie już tego bezkrytycznego zachwytu. Ale nie ma go też autorka tych wspomnień i impresji, chociaż uczciwie oddaje skalę wpływu, jaki miała na nią ta postać. Daję się porwać w połowie książki, kiedy dochodzimy do spraw czytelniczych. Nunez zauroczyła mnie jednym akapitem: Z jej powodu zaczęłam wpisywać swoje nazwisko do każdej nowo kupionej książki […] Tak jak ona zawsze czytam z ołówkiem w dłoni (nigdy długopisem) i podkreślam. Oczywiście, podkreśliłam go swoim ołówkiem i postawiłam obok wykrzyknik.
Do głosu dochodzą, zdradzane między wierszami już w książkach Sontag, poczucie niższości wobec europejskiej kultury, snobizm, apodyktyczność, opryskliwość oraz niemalże skrajna ekstrawersja eseistki. Bez wątpienia była postacią totalną, zagarniającą wszystko wokoło. Z typu tych, których się kocha lub nienawidzi. Jej poglądy nie zawsze są oczywiste i nie wpisują się w obecne kanony (odżegnuje się od feminizmu i wszystkiego, co kobiece wybierając męskość).
Nie jest to książka, która zostanie we mnie na długo, nie zawiera żadnych głęboko skrywanych sekretów czy intelektualnych wywodów. Jej dużą zaletą jest natomiast przełamanie stereotypu cudownej Susan. Sigrid Nunez chętnie rzuca światło na niepiękne strony intelektualistki, robi to jednak nie czerpiąc mściwej satysfakcji ani nie szukając sensacji – rzadka rzecz. W gruncie rzeczy Nunez ma wiele czułości i szacunku do swojej mentorki, kreśląc jej portret z dystansu wielu minionych lat. Zawiera się w nim między innymi sylwetka kobiety skrajnie niezależnej, która zdekonstruowała pojęcie rodziny, ale także zaborczej matki, nałogowej czytelniczki i wiecznej malkontentki. Sontag jest postacią wielowymiarową i skomplikowaną, co udało się autorce zaznaczyć w tej niewielkiej publikacji wspomnieniowej. Sam jej tytuł najlepiej oddaje wpływ Susan na ludzi, nie tylko tych jej najbliższych.
Chociaż długo niezauważalna, struktura książki jest przemyślana. Od oślepiającego blasku i zachwytu, poprzez stopniowe szarości pierwszych cieni aż po bardzo mroczne strony Susan. Łatwo przegapić ten gradient, a może raczej: trudno znaleźć miejsce, w którym widać szew Sigrid Nunez. Pozwala, aby zdradziła ją sama Susan, na ostatnich stronach, mówiąc: Wiem jak to jest, kiedy kogoś podziwiasz, a później widzisz go w niespecjalnie pochlebnym świetle. Wiem, jakie to bolesne. Rada dobra dla pięknych dwudziestoletnich, dla młodziutkiej Sigrid sprzed lat; mnie już te rozczarowania nie bolą i nie zaskakują. Robię na nie miejsce stawiając obok zachwytów i ogromnej pasji Susan, jej brak szacunku do innych, rozgoryczenie i pogardę.
Nie chciałabym zabierać tej książki w podróż, aby czytać ją w zachodzącym węgierskim słońcu, na odludnych stacjach benzynowych czy pośród opuszczonych nadmorskich osiedli. To smutna opowieść, która robi się coraz cięższa z każdą kolejną stroną. Powiedzieć jednak o niej, że rozczarowuje, to przegapić jej istotę. Tutaj chodzi o rozczarowanie, nie można inaczej. W końcu, czyż życie nie jest rozczarowujące.
Magdalena Kargul
Sigrid Nunez, Sempre Susan. Wspomnienie o Susan Sontag, przeł. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2021, s. 144