Rasizm jest doświadczeniem cielesnym
Ciepła fala wściekłości wymieszana ze wzruszeniem - Magdalena Kargul o "Między mną a światem" Ta-Nehisi Coates
Ta-Nehisi po 50 latach powtórzył gest Jamesa Baldwina publikując Między światem a mną w formie osobistej relacji z życia zdominowanego przez rasizm. Baldwin swój tekst (Następnym razem pożar) kierował do swojego bratanka, Coates do swego 15-letniego wówczas syna. Tyle lat różnicy, ale istota problemu wciąż ta sama. Jak przekazać najbliższej osobie, którą masz chronić, że świat, który przed nią stoi nie liczy się z jej życiem? Ucieczka w literaturę wydaje się pomocna. Obaj pisarze przedzierzgnęli się w mityczną Ariadnę, która ponownie rozwinęła swoje nici, aby pozwolić współczesnemu Tezeuszowi dotrzeć do serca labiryntu i powrócić z tej wyprawy cało.
Tak jak autor Zapisków syna tego kraju, Ta-Nehisi wie, że pokrzepiające przemówienia o nadziei i Marzeniu nie rozwiążą problemu rasizmu, jakkolwiek bardzo pragną tego ukojenia biali. Zawsze myślałam o Baldwinie jako o trzeciej drodze, którą można było dostrzec między miłością i pokojem pastora Kinga a „by any means necessary” dumnego i pięknego Malcolma. Baldwin wiedział, że nie uratuje nas miłość ani nienawiść. Tak jak Coates wyszłam od miłości do Malcolma i podziwu dla jego wolności do posiadania własnego ciała, inteligencji i gniewu. Długo wierzyliśmy w gniew Malcolma i w jego wolność. Chyba wciąż jakaś część nas w to wierzy. Prawdę powiedziawszy, czytając Między światem a mną wróciła do mnie ciepła fala wściekłości wymieszana ze wzruszeniem. Oboje kochaliśmy Malcolma, chociaż wiemy, że to nie było rozwiązanie problemu.
Ta książka to wątła i z góry skazana na porażkę próba przywrócenia poczucia bezpieczeństwa. Odzyskania tego, co zostało brutalnie odebrane jeszcze w dzieciństwie przez Marzenie. O nikłych szansach powodzenia Ta-Nehisi dobrze wiedział już w momencie jej pisania, nie szukał bowiem nadziei możliwej do przekazania synowi, bo zwyczajnie nie przystawała do rzeczywistości. Tym, co znajduje się pomiędzy 15-letnim adresatem tego listu a tytułowym światem jest cielesność. Można nazywać to wielorako: rasizm, nienawiść, krzywda, ale w gruncie rzeczy sprowadza się to do ciała. Niezwykle kruchego w świecie, w którym nawet dzieci się o nie boją. Nietrwałym, ale jednak wyjściem jest literatura: „odzyskiwanie ciała miało się u mnie rozpocząć […] od książek”. Między światem a mną to więc historia lektur, dojrzewania, ewolucji. Ale też w ogromnej mierze strachu, bezradności i poczucia klęski. To próba rozrachunku z Ameryką i jej Marzeniem – zarówno w wydaniu amerykańskiego snu, jak i słynnego marzenia pastora Kinga.
Całość składa się z trzech części; każdej z nich patronuje inny autor, którego twórczość dobrze oddaje dane fragmenty eseju. Pierwsza z nich dotyczy dorastania i dojrzewania w Baltimore, początków intelektualnych fascynacji Malcolmem, pięknej opowieści o mekce, czyli Uniwersytecie Howarda, a kończy się na narodzinach syna. Patronuje jej fragment wiersza Sonii Sanchez, wybitnej poetki związanej z Ruchem Czarnej Sztuki, portretującej w swoich wierszach dziedzictwo kultury Afroamerykańskiej, znanej z łączenia bluesowych inspiracji z tradycyjnymi formami poetyckimi. Kolejną część zapowiada wiersz Amiri Baraki, kontrowersyjnego poety również aktywnie zaangażowanego w tworzenie Ruchu Czarnej Sztuki w latach 60. Rzeczywiście, daje się tu wyczuć zmianę rytmu – jest teraz bardziej agresywny, szybko zmierzający ku punktowi kulminacyjnemu.
Jądrem ciemności tej książki jest zabicie przez funkcjonariuszy policji Prince’a Jonesa, znajomego autora ze studiów. To wydarzenie dewastujące, potwierdzające nieuchronność losu, nietrwałość ciała; wyzwalające gniew i furię, które zostały z autorem mimo upływu czasu. Los pięknego Prince’a, w którego towarzystwie każdy kochał przebywać pozbawia nadziei – nie można uciec przed swoim losem, przed swoim wyglądem. Nienaganny ubiór i maniery wcale nie ochroniły ciała tego młodego mężczyzny przed kulami policjantów. Nie ważne jak dobrze wychowasz swojego czarnego syna, zawsze musisz liczyć się z możliwością jego bezsensownej śmierci.
Część druga płynnie zmienia się w trzecią i ostatnią, spod znaku Jamesa Baldwina i jest w zasadzie próbą zabliźnienia rany, która została po tym zabójstwie. Warto tu wspomnieć o braku Boga, w którego autor nie wierzy, co sprawia, że morderstwo staje się tym bardziej przerażające i ostateczne. Nasze ciało to wszystko, co mamy. Nie ma żadnego zadośćuczynienia, nie ma możliwości ponownego spotkania, nadziei na sprawiedliwość. Paradoksalnie esej nabiera przez to większej głębi, wywołując we mnie to, co nazywam zwykle bojaźnią i drżeniem, a co nie za często się odzywa.
Coates popełnił więc piękną książkę pełną rzucanych mimochodem aluzji, na której można mapować teksty i wydarzenia ważne dla kultury Afroamerykanów. Znaleźć w niej można echa nastrojów towarzyszących Somebody Blew Up America Baraki, poglądów i książek Baldwina, przemówień Malcolma, wczesnych tekstów rapowych, fascynacji założeniami Ruchu Czarnej Sztuki i partią czarnych Panter. To też najbardziej surowa ocena wystawiona postępowi Ameryki. Syn autora czuje ten sam strach, co jego rówieśnicy w latach 50. XX wieku. Owszem, zmieniły się sygnały, które należy wcześniej wyłapać, skinienia głowy, formy przemocy, tajne kody. Szkoły jednak wciąż nie przygotowują czarnych dzieci do życia, serwując im marną edukację pełną przekłamań. Wątek niechęci do systemu pulsuje w całej książce, a systemem jest zarówno ulica, jak i szkoła. Skodyfikowany model zachowań, który ma cię uchronić przed przedwczesną śmiercią. Okazuje się jednak, że, system jest wadliwy i niczego nie może zagwarantować. Zdaję sobie sprawę, że Malcolm, Fred Hampton, Mark Clark, Huey Newton to inne czasy i inny świat. Ale nie da się tym zbyć Ta-Nehisiego, ponieważ każdy rok to nowe nazwiska i kolejne bezsensowne śmierci lub liczby w systemie penitencjarnym. Mike Brown, Eric Garner, Renisha McBride, John Crawford, Tamir Rice to już nasze czasy, które pokazują niezmienność systemu panującego w Ameryce.
Tę lekturę najchętniej dedykowałabym tym osobom, które w ciągu ostatniego roku czy dwóch pytały mnie o gniew Afroamerykanów. Skąd to się bierze? Dlaczego teraz? Wybite szyby, obrabowane sklepy, pomazane pomniki, zamieszki. Wiem, że nie przekonała ich żadna przedstawiona przez mnie analiza, sięganie do historii ani przybliżenie ram systemowego rasizmu w Stanach. Może zrozumieją ten gniew czytając historię jednego współczesnego im życia, przetykaną kolejnymi nazwiskami zamordowanych działaczy, przypadkowych przechodniów i nastoletnich dzieci. Między chwilą, w której 7-letni Ta-Nehisi na parkingu 7-Eleven stoi naprzeciwko wymierzonej w niego lufy broni, a momentem, w którym jego syn po ogłoszeniu uniewinniającego wyroku dla mordercy Mike’a Browna mówi „muszę iść” po czym wybucha płaczem w swoim pokoju. Mam nadzieję, że ta książka pozwoli im to zrozumieć.
Magdalena Kargul
Ta-Nehisi Coates, Między światem a mną, przeł. D. Żukowski, Agora, Warszawa 2021