Czy offline i online jeszcze w ogóle istnieją?
Jurgenson oprowadza nas po różnych koncepcjach i sposobach patrzenia, dając nam narzędzia do dalszych rozmyślań i obserwacji - pisze dla nas Magdalena Kargul
Po każdej wyprawie obiecuję sobie, że wywołam zrobione na niej zdjęcia. Czasami nawet wysyłam je do wywołania, ale nigdy ich nie obieram. Potem kasuję niektóre z nich, bo nieustannie brak mi miejsca na nowe. Pocieszam się przy tym, że przecież wszystko jest zapisane na relacjach i postach na Instagramie. A jednak kiedy wracam do rodzinnego domu i oglądam stare zdjęcia moich rodziców, widzę jak zmienił się sposób kadrowania, wybór miejsca czy pozy. Zastanawia mnie wtedy, czy sama chciałabym oglądać swoje instagramowe relacje w fizycznym albumie.
Te rozmyślenia, które towarzyszą chyba wielu z nas, to całkiem dobry punkt wyjścia do zapoznania się z książką Nathana Jurgensona. Pokrywają się z zawartymi w niej spostrzeżeniami dotyczącymi odejścia od materialności fotografii ku jej społecznościowemu i wirtualnemu charakterowi. Zaczynamy postrzegać rzeczywistość przez pryzmat najlepszych ujęć, stając się konsumentami uważności (którą możemy przekuć w budowanie własnej tożsamości i wirtualnej obecności).
Jurgenson oprowadza nas po różnych koncepcjach i sposobach patrzenia, dając nam narzędzia do dalszych rozmyślań i obserwacji. Biegłość w zarządzaniu obrazami (tworzeniu, odczytywaniu, kreowaniu) jest swojego rodzaju umiejętnością komunikacyjną – w ten sposób autor dowartościowuje działania, którym przypisaliśmy negatywne społecznie konotacje. W końcu zbyt duża liczba publikowanych zdjęć i relacji nie jest dobrze widziana w towarzystwie. Ważnym aspektem książki jest ukazanie, że zdjęcia społecznościowe są nakierowane na wywoływanie emocji, a nie pokazywanie świata; kreowanie doświadczeń, a nie samych obrazów. Praca nad tematem wizualności obecnie jest więc pracą na emocjach, tym trudniejsze wydaje mi się napisanie takiej książki o fotografii, jaką wydało krakowskie wydawnictwo Karakter.
Esej nie jest jednak łatwy w odbiorze, bo opisuje ogromną część naszego codziennego życia oraz skomplikowanych relacji między byciem online i offline. To jednak właśnie najciekawsza i najbardziej zniuansowana częścią Fotki. Jurgenson zaznacza tu wiele kierunków i sposobów, w jakich możemy o tym myśleć. Nasza obsesja dotyczy nie tylko bycia w sieci, ale także życia poza nią (czas spędzony poza mediami społecznościowymi zrównaliśmy do czasu jakościowego i ważnego, fetyszyzując wręcz bycie offline). Natomiast krytyka zdjęć na Instagramie jest wyrazem utraty społecznej kontroli nad mniejszościami (młodzieżą, kobietami), które zaczynają kreować same siebie i stawać się przez to sprawczymi podmiotami.
Dróg, którymi podąża myśl autora jest więcej, a każda z nich jest fascynująca i stanowi kolejny temat do rozmów ze znajomymi. Zostawiam więc tu jeszcze tylko jeden trop, który gdzieś podskórnie wyczuwałam: założenie, że to, co cyfrowe jest fałszywe i nie należy do prawdziwego życia jest kłamstwem. Znajomości, które zawieramy dzięki mediom społecznościowym bywają trwałe i owocne (w tym miejscu gorąco pozdrawiam poznaną na Instagramie Luizę, która wysłała mi kiedyś paczkę ze szczepkami aloesu, który dumnie pręży się na moim parapecie), zawody przeżywane na aplikacjach randkowych bolą podobnie do tych sprzed ery cyfrowej, nasze selfie pokazują jakąś prawdę o nas, a zdobyta tam wiedza bywa równie trwała, jak ta z książek. Fotka ma co prawda nieco węższy zakres tematyczny, jednak oferuje czytelnikom niezwykle szeroki zakres sposobów myślenia o współczesnej fotografii.
Magdalena Kargul
Nathan Jurgenson, Fotka. O zdjęciach i mediach społecznościowych, przeł. Łukasz Zaremba, Wydawnictwo Karakter, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, s. 176
Dzień dobry, jestem zapaloną czytelniczką Tłustego Druku, ale tym razem odzywam się także jako współwydawczyni "Fotki" - z prośbą o dopisanie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie obok Karakteru: książkę Jurgensona wydaliśmy we wspólnej serii "mówi muzeum". Najlepsze pozdrowienia! Bardzo się cieszymy, z takiej opinii na temat "Fotki" i z wnikliwej lektury. Katarzyna Szotkowska-Beylin